Wpis bierze udział w KGB #3 - z czym to się je? Beamhit wyjaśnia.
Zresztą jestem przyzwyczajony. Poważną przygodę z grami komputerowymi zaczynałem jeszcze na C64. Przypominam sobie ile czasu spędziłem nad grą Panthar - zręcznościówką z tzw. z-scrollingiem (zapewniało to złudzenie 3D). Obejrzałem ostatnio gameplay na youtube - jeśli masz dobry refleks da się ją przejść w 15 minut. Grałem w nią godzinami - bo gra potrafiła wciągnąć i miała wysokie repleyability.
Kiedy wreszcie dostałem PC, był to czas gdy ukazał się Quake - gra legenda, gra która przyniosła pełny trójwymiar. Oczywiście, w tamtych czasach, i tak myślało się kategoriami 2D, więc przejście gry jak Bóg przykazał zajmowało dobrych kilka godzin. Dziś, można znaleźć film, w którym gość kończy grę w kilka minut, korzystając ze wszystkich dobrodziejstw 3d i sprzężonego z nią rocket jumpu. Quake i kilka innych gier z tamtego okresu przyniosły coś jeszcze - tryb mutliplayer, który wydłużał grę w nieskończoność.
Jedną z najważniejszych gier wszechczasów Morrowind, jest z mojego punktu widzenia nudna jak flaki z olejem - choć jest długa, bardzo, bardzo długa. To druga strona 3d i przestrzeni jaką zaczęły oferować gry. W Morrowindzie łazisz (w zasadzie podskakujesz) od questu do questu. 75% gry to łażenie, reszta to pogaduchy i akcja. Jasne - stosunek ilości spędzonego czasu do ceny gry jest z pewnością atrakcyjny, ale jak się pomyśli - to nie zawsze tak jest. Zdecydowanie wolę gry, gdzie akcja, elementy zręcznościowe są częstsze.
FIFA, NHL jest dobrym przykładem - odpalasz i grasz. W każdej sekundzie gry, robisz coś co przykuwa uwagę. To samo z grami wyścigowymi - choć ewolucję w stronę marnowania czasu, na jazdę bez sensu, przeszedł NFS. Lecz jeśli odpalisz F1, Moto GP czy starego dobrego Moto Racera od razu jesteś w akcji. Wiesz, lecą te cyferki z czasem, ścigasz się, robisz kółka, a w grach symulacyjnych optymalizujesz tor jazdy i zawsze jesteś na krawędzi. O tak, to gry w które można grać wieki - każda gra z na siłę wrzuconą fabuła (którą skończysz w kilka godzin) nie ma z nimi szans.
No i kolejna rzecz - długość gry reguluje stopień trudności. Kiedyś było z tym ostro - tylko easy był easy. Dziś taki jest normal, medium a często hard - tak, hard jest easy. Raz na miesiąc, może dwa wpada do mnie kumpel - dziewczyny gadają o swoich sprawach, a my na moim poczciwym PS2 odpalamy Władcę Pierścieni. I gramy po kilka godzin. O tak, ta gra na normalu to jest wyzwanie (szczególnie, że w zasadzie gram raz na te dwa miesiące). Jeszcze jej nie przeszliśmy, ale bywały poziomy, które staraliśmy się przejść po kilkanaście razy - zmęczeni odkładaliśmy pady i czekaliśmy do następnego spotkania - wówczas najczęściej nie mieliśmy już trudności, do następnego levelu. Jak przejdziemy odpalamy wersję trudniejszą i wszystko zacznie się od nowa.
Dla mnie wiele zmieniło się kiedy odkryłem World of Tanks i War Thundera. Bo to gry które nie mają końca. Jedna bitwa to kilka, kilkanaście minut - nie chcę wiedzieć ile czasu spędziłem w WoT - te prawie 5000 potyczek trzeba pomnożyć przez powiedzmy 5, może 7 minut. Wychodzą zawrotne liczby. WoT i WT mają idealne replayabilty - siadasz na chwilkę. Na trzy bitwy, a przestajesz po 50. Kto grał w HoMM czy Cywilizację zna to jako syndrom jeszcze jednej tury. I takich gier jest na pęczki. Sam WoT jest prawdopodobnie grą na którą poświęciłem najwięcej czasu - ale wcale nie jest moją ulubioną grą, ale tą do której wracam najczęściej. Być może już jest, lub będzie grą na którą poświęciłem więcej czasu niż na wszystkie inne razem wzięte - to się nazywa replayabilty.
"Jedną z najważniejszych gier wszechczasów Morrowind, jest z mojego punktu widzenia nudna jak flaki z olejem - choć jest długa, bardzo, bardzo długa."
OdpowiedzUsuńJedna z moich ulubionych, ale nie w tym rzecz. Ja o tej długości chciałem: http://www.youtube.com/watch?v=T_fFApDyki4 ;)
Kiedy my walczyliśmy w imię dobrej sprawy ty stałeś tam gdzie stał Szósty Ród i wyznawcy Dagoth Ura.
OdpowiedzUsuńDzięki za chociaż jeden wpis :)
OdpowiedzUsuńCo ja widzę! World of Tanks! Pożeracz czasu. W swoim wpisie wyliczyłem ile ta podstępna produkcja zabrała mi życia. Wyszło dużo (jeśli nie machnąłem się w rachunkach). Co do reszty Twojego posta, sama prawda.
OdpowiedzUsuń