czwartek, 6 listopada 2025

Elf gej, drakon feminista i histeria starych orków

 Wizards of the Coast odważyli się zrobić rzecz straszną: pokazali, że w świecie Dungeons & Dragons też można mieć serce. Zrobili obrazek z czarnoskórym elfem i umięśnionym drakoninem w romantycznym uścisku - i od razu połowa intrenetu dostała zawału. 

Starzy gracze, którym elf kojarzy się tylko z toporem i cyckami z okładki z lat 80., krzyczą, że „zabito ducha D&D”. Ci sami, którzy nie potrafią odróżnić empatii od „lewicowej propagandy”. Według nich świat fantasy powinien pozostać taki, jak ich piwnica: ciemny, wilgotny i pełen orków, które można bić bez wyrzutów sumienia.

No cóż - przykro mi, bohaterowie w kufajkach nostalgii. Drakoni już nie muszą porywać księżniczek, żeby udowodnić, że są „prawdziwymi samcami”. Teraz mogą po prostu zatańczyć na rynku miasta z elfem o czarnej skórze. I świat się nie zawalił - no, chyba że komuś zawalił się światopogląd.

Robert Kuntz, dawny współtwórca D&D, wpadł w klasyczną pułapkę emerytowanego geniusza: uważa, że to, co stworzył 40 lat temu, jest święte jak Biblia. Narzeka, że nowe D&D to już nie „fantasy”, tylko „postmodernistyczny bełkot”. A może po prostu świat ruszył dalej, a on został w lochu własnych wspomnień?

Prawda jest taka: Dungeons & Dragons w końcu przypomina to, czym miało być od początku - grą o wyobraźni. A wyobraźnia nie ma płci, rasy ani rubryki „zły/dobry”. To nie polityka, to po prostu dojrzewanie gatunku ludzkiego, który nauczył się, że potwory nie zawsze mają rogi - czasem mają po prostu konto na X i strach przed różnorodnością.

Więc tak, nie ma już złych ras. Zło pozostało, ale siedzi na forach, pisze CAPS LOCKIEM i tęskni za czasami, gdy smok mógł być smokiem, a elf - tylko hetero.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz