Miałem w pamięci przerażający serial, który telewizja emitowała w paśmie kina familijnego w weekend gdzieś u progu ostatniej dekady ubiegłego wieku. Do dziś pamiętałem tylko tytuł i kilka scen z różnych odcinków - ale mogę sobie wybaczyć, serial ten leciał w telewizji dobre 24 lata temu. Lecz duszną atmosferę pamiętam do dziś równie wyraźnie i intensywnie. Nosił tytuł Bajarz i to jeden z tych kilku seriali, filmów lub książek, które przysposobiły mnie do gier fabularnych, które miałem dopiero odkryć. Czy warto o nim napisać te kilka akapitów? Myślę, że tak ponieważ to majstersztyk, perła z lamusa i realizacyjny szczyt możliwości telewizyjnych realizacji sprzed ery efektów komputerowych.
O jednym, szalenie istotnym fakcie zapomniałem na amen - mistrzostwo realizacyjne, popisy animacji, świetną scenografię i dbałość o detale zagwarantowało nazwisko reżysera Jima Hensona. Och, gdyby ten ważny szczegół nie wyleciał mi z głowy dopadłbym już tę pozycję dawno. Starość, nie radość. A w roli Bajarza sam John Hurt.
Każdy z odcinków serialu stanowi osobną opowieść wywodzącą się ze starych podań rosyjskich (x2), niemieckich (x6) i celtyckich (x1). I wierzcie mi, dla wyobraźni dziecka, żadna z nich nie ma litości. To stare dobre opowieści pełne diabłów, potworów, brudu i drastycznych scen - oczywiście każda ma dobre zakończenie, ale zanim do niego dojdzie... można się poczuć ciarki. To stara szkoła. Kto zna Baśnie Braci Grimm wie o co chodzi. Ale jeśli już w tym miejscu jesteśmy, to jedna z mniej paskudnych scenek.
Każdy odcinek konstrukcyjnie przypomina nieco Opowieści z Krypty - Bajarz nawija, a jego ironiczny pies rzuca komentarze, a na końcu brutalny morał. Wiecie - gdybym miał to do czegoś porównać, do czegoś erpegowego powiedziałbym, że to Warhammer w wersji hardcore. Zresztą, to co u mnie dyskwalifikuje każdy film fantasy, to czyste twarze, czyste ubrania, czyste stoły. Tu nic nie jest czyste - scenograf odwalił kawał dobrej roboty. Co tam scenograf, każdy, każdy członek ekipy realizacyjnej - muzyka doskonała, scenariusze świetne, dialogi w dechę, światło, zdjęcia, montaż to wszystko jest perfekcyjne.
Gdyby ktoś chciał, to pewnie reedycję można dostać na DVD. Oczywiście, jest też inna możliwość - wiecie, to miejsce w którym "kupujecie" pedeefy z erpegami, które nigdy się w pedeefach nie ukazały. Szukajcie, a znajdziecie. Zapłaćcie, a nabędziecie.
Na wiele seriali, które będąc dzieciakiem kochałem, nie mogę dziś patrzeć. Storyteller trzyma klasę w pod każdym względem.Mimo, że to już ćwierć wieku.
Nigdy tego nie widziałem. To było dla dzieci? Dla dorosłych?
OdpowiedzUsuńRoku nie pamietam. Wiem, że Henson to był dla mnie gość, bo znalem juz Muppety i Fraglesów. Trudno powiedziec, czy to jeszcze za komuny, czy zaraz po. Prawdopodobnie leciało to zimą, prawdopodobnie na Dwójce w niedzielne południe. Czy dla dzieci? Wówczas tak, ale wtedy nikt nie twierdził, że Jaś i Małgosia palących wredną babę w piecu, to cos niestosownego. Odcinki są na popularnym gryzoniu syryjskim.
UsuńZarzuc se 10 minut.
Oglądałem to sporadycznie, szczególnie wbiły mi się początki i końce z bajarzem i psem. Miałem wtedy jakieś 10 lat i serial mnie nie porwał.
OdpowiedzUsuńMyślałem że ten tytuł poważnie napisałeś, Neuro. ;) Już miałem z bazooki pizgnąć. ;) JfO
OdpowiedzUsuńOstatnio u mnie nie bardzo z poważnymi tytułami. ;)
OdpowiedzUsuńpamiętam tylko jeden odcinek, i to ten z tych bez happyendu. To było o jakimś żołnierzu, który miał magiczny worek, w którym pojawiało się to, czego sobie zażyczył. No to pewnego dnia uwięził tam śmierć. Myślał, że zrobił dobrze, ale wyszło co wyszło (bajarz mówił między innymi o nieszczęśliwie zakochanych nieszczęśnikach, co rzucali się z wieży, tylko po to, by nie zginąć). W końcu wypuścił śmierć, ale ta się tak wystraszyła naszego bohatera, że został skazany na wieczne życie. Znaczy nie pamiętam jak, ale dotarł do jakiś dusz wędrujących do nieba, i dał jednej z nich worek. Dusza miała wypowiedzieć jego imię i nazwisko, jak miała się już przedostać przez bramy niebieskie. Problem polegał na dym, że dusza po przekroczeniu bramy zapominała o wszystkim.
OdpowiedzUsuńI tak nasz żołnierz został wiecznym tułaczem bez magicznego worka.
The End.
No własnie, z tymi Happy Endami to się pospieszyłem ;) - nie wiem czy były... Swoją drogą muszę namierzyć odcinek z odpadającymi palcami i oderwanym uchem ;) Cieszę się, że ktoś pamięta.
Usuń