Bardzo ciekawą kwestię postawił Enc
na swoim blogu. Chciałbym się do niej odnieść. Z grubsza sytuacja
wygląda tak: oto w twoim otoczeniu pojawia się nowa gra – nie
pierwsza, nie druga, ale któraś kolejna. Nie ważne czy jesteś
graczem czy MG. Pojawia się i w jakiś sposób zaczyna ciebie
dotyczyć. Jak osobę, która przygotuje sesję, jako osobę, która
weźmie w niej udział, a może po prostu kupiłeś lub dostałeś
taki podręcznik. Nie, nie jestem tobą, nie będę za ciebie
rozstrzygał, bo ani prawa do tego nie mam, ani nie jestem w stanie
wejść w twoją skórę.
U mnie najpierw występuje ciekawość,
tożsama niemalże ze słomianym zapałem. Rozumiesz, robi się dym i
płonie ogień. I tyle czasu mniej więcej daję nowej grze na to
(aby mnie zainteresowała) ile czasu płonie sześć snopków siana.
Zanim dorzucę solidniejszego paliwa, muszę być pewnym, że nie
będę żałował zmarnowanego czasu, że autorzy i producenci gry
mniej więcej wiedzieli co robią i że wyszła im gra, która potem
nie będzie mnie wnerwiać.
Potem jeszcze muszę pomyśleć o
kolegach i koleżankach z którymi przyjdzie mi zagrać. I zastanowić
się, czy ich też coś nie będzie wnerwiać.
Trzewik pewnie do dziś ma nad biurkiem
zapisaną złotą myśl, którą bardzo wziąłem sobie do serca. Nie
wiem skąd ją wytrzasnął (czy to komiks, czy youtube, czy jakiś
sensowny poradnik managera - mniejsza). Wiem, że któregoś dnia
pojawiła się w biurze. Brzmiało to mniej więcej tak, żebyś jako
szef od podwładnego wymagał tylko jednej rzeczy, tego żeby cię
ten podwładny nie wnerwiał. Celność tej myśli można przełożyć
na życiową praktykę w innych rejonach. Ja odnoszę ją często do
szeroko pojętej rozrywki. Także do RPG. A wprost: od gry fabularnej
wymagam tylko tego, żeby mnie nie wnerwiała. Tylko tyle i aż tyle.
Lubię się z grą czuć komfortowo, bo to gra jest dla mnie a nie ja
dla niej.
Lista gier, które mnie nie wnerwiają
zależy od tego jaką rolę na sesji mam przyjąć. Jeśli będzie to
rola MG to aktualnie są na niej tylko trzy pozycje, jeśli rola
gracza to listę znacznie się wydłuża i zależeć też będzie od
MG z którym miałbym grać. Tę pierwszą listę mogę zdradzić:
Warhammer, Sword and Wizardry White Box PL oraz In Spectres. To są
moje pewniaki. Ta druga na pewno zawiera takie pozycje takie jak
Pendragon, 7th Sea, Talislantę, Cyberpukna 2020, Dzikie
Pola, Zew Cthulhu i wiele innych, ale jak wspomniałem czasem dany
tytuł wylatuje w kontekście konkretnego mistrza gry.
Znam wiele gier, przebrnąłem przez
kilkadziesiąt podręczników i pewnie jeszcze kilka może
kilkanaście przede mną. Może się jeszcze coś znajdzie, co
wskoczy na którąś z list. Nie wiem. Wiem, że nowa gra to problem,
bo trzeba się z nią zapoznać, trzeba się przez nią przegryźć,
trzeba potem ją sprzedać jakoś własnej ekipie. Jak widać
preferuję proste mechaniki, które łatwo wyjaśnić graczom WH, S&W
czy InSpectres są tak trudne jak smarowanie bułki masłem. Trzeba
tę bułkę potem jeszcze czymś obłoży i niech to będzie
plasterek sera, plasterek salami oraz ogórek z pomidorem. Tyle mi
wystarczy – rachu, ciachu i po strachu. Bez zawiłości, bez
dziwactw – smaczne bo znane, znane bo smaczne.
Naszło mnie jakiś czas temu, aby
poprowadzić świetną skądinąd grę Traveller. Mechanika prosta,
podręcznik nie jest opasły, zresztą nie trzeba go czytać w
całości. Fajne patenty, łatwość kreacji świata. Nie udało się.
Straciłem kilkanaście godzin przygotowań, bo moi gracze nie
chcieli poznawać kolejnej mechaniki. Na nic jej wytłuszczenie. Dla
mnie gra była spoko, coś mnie irytowało w niej, ale jeszcze nie
wnerwiało. Dla graczy nowa mechanika była nie do przeskoczenia, a
świata nie znali – wiedzieli tylko tyle, że ma być pulpowo. Nie
siadło, nie sprzedałem im tego jak należy. A ich sama myśl o tym,
że mają poznać kolejną grę na kilka sesji wnerwiła.
Jakiś miesiąc temu, po tym jak
rozegrałem z kolegą partię w Ostrołękę, napaliłem się na
Monastyr. Zapaliłem znów te snopki – wziąłem podręcznik do
łapy. Wiedziała co chcę poprowadzić,w jakim klimacie. I potem
przypomniałem sobie tę, przepraszam za mój francuski, jebniętą
mechanikę. I wszystko wzięło w łeb.
W grach wnerwiają mnie różne rzeczy.
Mechanika może być niepotrzebnie przekombinowana, skomplikowana,
spuchnięta, wewnętrznie sprzeczna czy po prostu popsuta. Świat
może być zbyt obcy, nietrzymający się kupy, nielogiczny albo
nawet zbyt głęboki lub za płytki, coś wymuszający, ograniczający
twórczo. Oczywiście w moim odczuciu. Często nawet jeśli są to
rzeczy, które mógłbym naprawić lub ukryć z łatwością przed
graczami, sama świadomość ich obecności powoduje, że gra traci w
moich oczach, frustruje i najzwyczajniej wnerwia.
Ponieważ lista gier, które mnie
wnerwiają zawiera 3 pozycje, co stanowi ułamek gier, które
prowadziłem, dlatego też na wieść o nowej grze w moim otoczeniu
nieco się irytuję, bo szansa na to, że powiększy listę jest jak
widać statystycznie niewielka. Nowa gra to nowy kłopot. Kłopot
proporcjonalnie wielki do objętości podręcznika, skomplikowania
mechaniki, złożoności świata itp. itd...
Znam ten ból. Pamiętam jak kiedyś przyszedłem na sesję z listą gier, które chciałbym poprowadzić. Do każdej z nich próbowałem przekonać graczy bo byłem tymi grami mocno zaintrygowany i chciałem spróbować. Było tam na liście kilka retroklonów, jakiś Sword&Wizardry, Traveller, Diaspora, Talislanta... Warhammer... Nic nie przeszło. Graczom nie chciało ogarniać się nowych mechanik. Generalnie jakbym się nie gimnastykował i jak nie zachwalał zawsze odpowiedź brzmiała mniej więcej: "ale po co X skoro jest D&D3,5"
OdpowiedzUsuńW niektóre z tych pozycji udało mi się zagrać później z inną ekipą. Do innych przeczytałem podręcznik i mnie - jak piszesz - wnerwiły. Choćby Talislanta - z perspektywy MG to jest taka gra o wszystkim i o niczym. Nie wiadomo jak to prowadzić. W tym świecie nie ma nic ciekawego, albo inaczej - każde miejsce jest tak zarąbiście ciekawe i do tego identycznie ciekawe jak wszystkie miejsca na świecie, że po prostu człowiek się gubi i w efekcie nic nie przykuwa jego uwagi na dłużej.