W ostatnim miesiącu spotęgowałem kontakty z
planszówkami, co radykalnie przełożyło się na liczbę nowo poznanych
gier. Postanowiłem wyjść naprzeciw grom stosunkowo nowym, z którymi do
tej pory jeszcze nie miałem kontaktu, jak i nadrobić trochę zaległości. I
jak to się często zdarza w takich przypadkach wynik tych spotkań jest
nieco zaskakujący, żeby nie powiedzieć paradoksalny. Odłożę na później
(lub na bezpieczne nigdy) pogadankę o niektórych tytułach, skupię się na
dwóch grach o tematyce którą nie specjalnie kocham. Fantasy.
W
tym temacie przerobiłem w tym miesiącu dwie gry karciane: Ascension
oraz Blood Bowl Manager. Dlaczego w wyniku kontaktu z nimi doświadczyłem
zaskoczenia? To proste – lubię dobre, znane mi klimaty fantasy, przeto
do każdej produkcji z tego gatunku, która ma albo niesprecyzowany świat,
albo świat mało mi znany, wymyślony na potrzeby gry, podchodzę z pewną
dozą niechęci. Lżej mają u mnie gry odnoszące się do realiów, które
zdążyłem poznać dzięki grom fabularnym, literaturze czy filmowi (choć
nie wszystkie). Warhammer ma zawsze dodatkowe punkty za pochodzenie.
Dodatkowo Deck-bulding nie jest tym, co specjalnie mnie jara, może to
dziwne – bo oczywiście doceniam odświeżającą falę którą przyniósł ze
sobą Dominion – ale wolę sobie talię złożyć przed grą, a najbardziej
lubię gotowce.
I
tu w zasadzie, na etapie moich karcianych preferencji mógłbym skończyć
moje dywagacje, gdyby nie mało istotny fakt, że w obie gry miałem okazję
zagrać. No i masz babo placek. Po raz kolejny okazuje się, że nie sądzi
się planszówki ani po temacie, ani po mechanice (że tak powiem:
opisowej).
Ascension
Ascension
to stosunkowo prosty deck buliding osadzony w klimatach fantasy (nie
wiem, nie pytajcie w jakich, ani nie mówcie, bo nie chcę wiedzieć). W
skrócie – naszym zadaniem jest mordować potwory i zbierać za nie punkty.
Klasyczne. W dodatku, w odróżnieniu od np. Dominiona czy Nightfalla nie
specjalnie musimy się przejmować tym, aby po zakończonej rozgrywce
wszystko ładnie poukładać w pudełku. Ta wada gier na mechanice DB
wnerwia mnie najbardziej – jak ci się karty w transporcie pomieszają, to
przed rozgrywką masz godzinę w plecy. Ascension pozbawiony jest tej
waty obniżającej komfort użytkowania. Talia pełna potworów i innych
istot musi być pomieszana, z nie licznymi wyjątkami – karty do talii
pozyskujesz z draftu podobnie jak w grach takich jak Wsiąść do Pociągu
czy 51 Stan. Ascension to gra, którą polecam. Zastanawiam się do czego
porównać wrażenia z rozgrywki? Chyba najbardziej uczucia te są bliskie
wypiekom jakie miałem na twarzy naparzając w Runebounda, grindując i
ekspiąc jak opętany.
Blood Bowl Team Manager
Z
Blood Bowl Team Managerze było odwrotnie. Oto karcianka w konkretnym,
uwielbianym przeze mnie świecie Warhammera. Mechanika specyficznego
territory control na miarę karciankowych możliwości. Stosunkowo małe
poręczne pudełko. Że też znaczek FFG nie dał mi do myślenia. No tak,
okazuje się, że niemożliwe stało się możliwe, geniusze z tej ogromnej
firmy nawet z karcianki potrafili zrobić rasowego ameritrsha, w którego
nawet nie można zagrać we dwójkę – to znaczy można, ale co to za gra.
Nie przeczę, fanem gatunku nie jestem, Arkham Horror z całego serca
nienawidzę – co nie przeszkadza mi w niego grywać raz na jakiś czas, za
to już wspomnianego Runebounda szanuję (w wariancie na 3 osoby) i nie
gram w niego od lat. Trochę jednak życzyłbym umiaru w szafowaniu
śmieciem. Przyznam, że gra nie przypadła mi do gustu – kolejki się
wlekły, humoru w tym było tyle, co na sejmowych występach cyrku z ul.
Wiejskiej. A naprawdę miałem niewygórowane oczekiwania – byle lepsza od
Troll Football.
Zdaję
sobie sprawę, że bardzo trudno jest zmajstrować dobrą grę planszową o
tematyce sportowej. Znacznie łatwiej wykombinować odkrywczy wariant dla
hack'n'slasha. Na dobra sprawę jako piweca powyższej refleksji
powinienem był wiedzieć zawczasu, że jak nie posmaruję gry o snotballu
sporą warstwą fluffu, że jak się nie nakręcę, albo nie nawalę, to będą z
zabawy nici. Sport i planszówki, są jak pies z kotem, z tego związku
nic dobrego się nie urodzi.
Oczywiście, mam nadzieję, że nie zaskoczy was specjalnie ostatni akapit
– tyle już miałem zaskoczeń, że powinno wystarczyć. Bo jak się słusznie
domyslacie jest kilka sportowych planszówek, które zadają kłam tezie. A
jako, że Mistrzostwa Świata w Euro już niebawem, to postaram się
napisać słów parę, lekkim stylem człowieka niewyspanego o jednym z
takich cudów co są pochrzanione a szczekają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz