Branża ssie. Ssie, bo nie potrafi wykorzystać tego, nad czym bolała od swoich narodzin. W czasach kryzysu gier fabularnych i rynku wydawniczego, w czasach kiedy dogorywał Mim, kiedy powoli przestawał ukazywać się Portal utyskiwano na brak pieniędzy na promocję. W szczególności na reklamę skierowaną do osób, które nigdy nie miały styczności z RPG. Ironizowano, że gdyby wydawnictwa stać było na reklamy w Bravo, czy też na łapówkę, dla ichniejszego pismaka w intencji popełniania tekstu czy dwóch, to wówczas branża miałaby się znacznie lepiej. Stworzono by modę, rynek poszerzyłby swoje ciasne granice, skoczyłyby nakłady.
Przy okazji reklam figurowej serii DeAgostini, pojawiały się westchnienia, że gdyby tak można było mieć spot TV... Było to dawno, rzeczywistość wyglądała odrobinę inaczej. Zaszły jednak wielkie zmiany. Kiedyś - jak twierdzą niektórzy – rozwój Internetu przyczynił się do podkopania pozycji pism papierowych (nie bardzo w to wierzę, a przynajmniej nie jestem w skłonny przeceniać tego zjawiska). Jeśli tak było w istocie, to branża najwyraźniej nie doceniła siły Internetu. I nie docenia jej do dziś, a w każdym razie nie w takim stopniu w jakim by mogła.
Niektórzy sądzą że Internet 2.0 to tylko marketingowy slogan, ale dla mnie to sensowne i umotywowane pojecie. 5 lat temu publikować mógł każdy, pod warunkiem, że robił to na piśmie. Dziś publikować może każdy, używając dowolnego technologicznie źródła. Nie jest problemem stworzenie i opublikowanie przekazu audio, lub audio i video.
Dziś każde wydawnictwo, każdy amatorski twórca gier może stworzyć reklamę swojego produktu i umieścić ją na youtube.com. Nie potrzeba do tego wielkich nakładów, wystarczy prywatny aparat cyfrowy i program do obróbki video. I czas. Chwila czasu. Na poskładanie i kompresję, a potem wrzut na youtuba.com. Filmy można montować z gołych zdjęć (i jest to prostsze niż choćby we Flashu). I wreszcie mamy co chcieliśmy – reklamy wideo naszego produktu. Wystarczy rozesłać linka po GG, fani sami przekażą go dalej swoim znajomym, część z tych znajomych innym znajomym. Ziarno się rozsieje.
Poniższy tekst powstał w styczniu 2007 roku i opublikowałem go na swoim polterowym blogu. Zamieszczam go powtórnie, bowiem sytuacja w branży w omawianej kwestii nie zmieniła się ani o jotę.
Będę zły - odsłuchaj 50 odcinka podcastu Theory from the closet - znajdziesz tam wywiad z designerem z Finlandii, który opowiada to i owo z ich własnej strefy czasowej. Rozwalają zwłaszcza fragmenty o dofinansowywaniu projektów z budżetu lokalnego...
OdpowiedzUsuńTrochę kradniesz mi Neuro literki, bo chciałem o tym napisać, ale uzewnętrznię się tu. Polt.r zdaje się że jest społecznościową, tylko z wypaczoną idea przez PZPN* i Teraz Kórwa My.
OdpowiedzUsuńW przypadku takiego społeczeństwa w którym mamy kilkadziesiąt osób zwiazanych z PZPNem, żadna niepoprawna politycznie treść nie zostanie wyłowiona na głównej stronie, tak samo jest z komentarzami. Owszem zostanie wyłoniony tekst okołogrowy, jak np. Twoje, ale tylko w jednym celu - bo u nas nawet bloggery piszą o grach, a nie o kotach.
I jeszcze jedno dlaczego analogia do PZPN, bo pomimo zmiany prezesa na Lato, nic się nie zmienia.
Indian wypuści PDFa, nie głosujemy bo on nie lubi sie z Kadu, debil borejko napisał mądrze ale to debil dawać mu minusy żeby nie było widac.
Aha i jeszcze jedno 90% znajdującej się ww polter nie trafiłoby do pisma dziś.
*Polterkowy Związek Poklepywaczy Nawzajem,