To co najbardziej różni oryginalną serię Star Treka od Next
Generation nie konicznie kryje się w jakości scenografii, efektów specjalnych,
innej szkole gry aktorskiej.
Fakt są to namacalne wyznaczniki pewnych różnic,
ale nie mówią one nic ponadto, ze oryginalna seria jest po prostu stara, ze 20
lat przepaści wypełnia niesamowity postęp w technikach realizacji programów
telewizyjnych. Nie ma wiec sensu tego roztrząsać.
Warto natomiast skupić się na czymś innym, na scenariuszu i
doborze bohaterów, bo tu tkwi esencja.
Jaki wpływ wywiera scenariusz?
Oryginalna Serię cechuje prosta budowa scenariusza, dosyć
liniowa i przewidywalna. Konflikty interesów są oczywiste, źli są źli i tyle,
ukryte intencje takimi pozostają tylko dla załogi, bo widz od razu się domyśla.
Intrygi są tu szyte bardzo grubymi nićmi. Czasem ma się wrażenie, że toporną
dratwą.
Pod tym względem ST:NG bije swojego praszczura na głowę.
Konstrukcja większości odcinków jest albo wielowątkowa (w zakresie na jaki może
sobie pozwolić w formule one epizode – one story), albo warstwowa. Główny
konflikt często okazuje się czymś innym, niż pierwotnie można założyć, ma mniej
lub bardziej oczywiste drugie dno. Występują częste zwroty akcji. I chyba
najważniejsze, gdzieś ponad odcinkami też rozgrywa się historia polityczna, w
którą załoga Enterpirse co jakiś czas wchodzi – w efekcie jako widz mam
wrażenia, że od kapitana Piquarda wiele razy zależały losy całej federacji stojącej
u progu wojny z Romulanami (oglądam 3 sezon, zabawy z Borg dopiero przede mną).
Różnice w dynamice grupy
Zasadniczą różnicą pomiędzy oboma serialami jest dynamika
grupy i dobór postaci. W TOS wewnętrzne konflikty są znacznie wyraźniejsze, lub
może celniej będzie napisać, że w ogóle są. Po pierwsze główne postaci są
znacznie mniej subordynowane, Chechov to niemalże anarchista, ot Słowianin targany
namiętnościami, młody i porywczy chłopak. Scotty to trochę Chechov tylko
posunięty w latach. Spock ma swoje, wyraźne spojrzenie, oparte na bezdusznej logice,
jego propozycje rozwiązań napotykanych problemów czasem budzą grozę, ale
potrafi on rzucić światło na działania czynników wrogich i opowiedzieć się po
ich stronie. Bones to jego przeciwieństwo i najczęstszy oponent w dyskusjach,
który nie waha się przed rzucaniem obraźliwych tekstów ad personam zimnego zielonokrwistego
kolegi. Sam kapitan Kirk też subtelny nie jest. Mimo niewątpliwie pacyfistycznej
wymowy serialu, z pewnością można go uznać za sokoła, który lubi rozprawiać się
z problemami siłowo. Co do pozostałych, „kanonicznych” postaci: Sulu i Uhura,
to postaci nawet nie drugiego, lecz trzeciego planu. Jeden strzela torpedami, a
ta druga odbiera telefony (dzięki dr. Sheldonie Cooper za trafne spostrzeżenie –
Nobel w drodze).
W Next Generation dynamika grupy jest bardzo stonowana,
konflikty zdarzają się rzadko. Wiadomo, kto rządzi, a że kapitan Piquard daje
się poznać jako twardy negocjator, mający na uwadze realizację w sumie
pacyfistycznych celów, też specjalnie nie daje pola na którym zakwitnąć mogą
konflikty moralne. Wszyscy stoją bowiem po tej samej stronie barykady i wyznają
podobne wartości. Załoga Enterpiese dowodzona przez łysego kapitana działa
sprawnie jako jedna drużyna, a różnice zdań są subtelne. Riker to odpowiednik
Kirka (nawet podobny z pyska), ale pozbawiony władzy. Data to Spock, ale
logiczny, pragnący zrozumieć ludzi, szukający człowieczeństwa, więc nie stanie
po stronie wrogów Federacji, ponadto jako android jest po prostu podległym. Dr.
Crusher czasem będzie opatrywać wrogów, nawet sama będąc przez nich zagrożona,
lecz to szczyt niesubordynacji wynikający z przysięgi Hipokratesa jak sądzę. Nawet
Worf – wszak Klingon – nie specjalnie fika, i daleko mu do Chechova. Geordiemu
już bliżej, a w kłopoty ładuje się raczej
własną niefrasobliwością, wynikającą być może z młodego wieku, podobnie jak
Wesley Crusher.
Wkład TOS w SF
Jako widz jestem świadomy, że TOS ma wiele technicznych niedociągnięć,
ale to też produkcja pionierska, która zresztą wówczas zakończyła się
katastrofą – zamiast pięcioletniej misji, Enterpiese z Kirkiem na pokładzie
został zniszczony już po latach niespełna trzech. I nie z ręki Klingona, lecz
naczelnego wroga wszystkich seriali – oglądalności. Ale stanowił fundament,
który dał z początkiem lat 80 złotą erę świetnego kina SF i to w wielu wymiarach.
Dlatego mimo przaśności lubię oglądać serię oryginalną. Nie sądzę, aby można
ten serial zrobić inaczej – nie wówczas, nie przy ówczesnych środkach technicznych.
Czy Next Generation ogląda się dobrze?
TNG to już zupełnie inny kaliber, ale też inna epoka. To
porządnie zrobiony serial, z pełną świadomością dostępnych narzędzi, pokazujący
świat w znacznie szerszej perspektywie, który dzięki trafnym przewidywaniom
scenografów dziś ogląda się dobrze – smartfony, tablety, ekrany dotykowe i LCD –
to coś czego w chwili powstania TNG nie było, a dziś już jest i dobrze
rozumiemy jak działa.
Neurocide. Out.
Suplemental: A jakie
jest twoje zdanie?
Moje zdanie o TOS i TAS masz tutaj http://www.blekitnyswit.pl/2012/09/01/star-trek-the-original-series/ i http://www.blekitnyswit.pl/2012/12/18/star-trek-the-animated-series/ - TOS i TNG to dwa rozne swiaty, choc w tym samym uniwersum. Oba cudowne, Porownywac nie ma za bardzo sensu, sle spytam: Kirk czy Picard? ;)
OdpowiedzUsuńO TNG, filmach, DS9, VOY i ENT mam zamiar jeszcze napisac (wlasnie koncze DS9 ogladac).