Dziś szybka notka o bitwach w grach fabularnych. Jestem po lekturze książki Neila Thomasa pod wiele mówiącym tytułem One-Hour Wargames. Wydaje mi się, że znalazłem w niej to czego szukałem od wielu lat, a na co sam wpaść nie mogłem. Do rzeczy.
Neil Thomas obiecuje, że korzystając z jego propozycji będziemy w stanie rozegrać bitwę w godzinę. I dowozi tę obietnicę, dając nam kwadrans lub więcej w zapasie. Jego pomysł jest genialny w prostocie. Sprowadzony do tego co podczas starcia armii liczy się najbardziej – manewru i walki. To wszystko co nam potrzebne. Nie ma u niego rzutów na trafienie, nie ma wyparowań, siły, odporności. Sprowadził nadmiar mechaniki i czasochłonnej turlaniny do wspólnego mianownika.
Niezależnie od tego kto przeciw komu staje, możemy podzielić jednostki na 4 kategorie, np.: piechotę lekką, ciężką, kawalerię i łuczników. Tym jednostkom można przypisać ruch oraz zasięg.
Ruch 6 dla piechoty i łuczników, 9 dla lekkiej piechoty (skirmisherów), 12 dla kawalerii.
Zasięg bezpośredni (piechota, kawaleria), 6 cali lekka piechota (np. oszczepnicy), 12 cali łucznicy.
I do tego potrzeba nam tylko kostki k6. Jeśli coś jest w zasięgu, rzucamy kostką i to są obrażenia zadane przeciwnikowi. Każdy oddział wytrzymuje 15 pkt. A potem znika.
Ciężka piechota zada k6+2, lekka k6-2, kawaleria i łucznicy k6. Atak z flanki obrażenia x2, jednostka opancerzona, albo na pozycji obronnej – obrażania dzielimy przez 2.
To wszystko na stole 3x3 stopy (mniej więcej 90 na 90 centymetrów).
Piękna sprawa. Polecam.
Poniżej materiał wideo, z rozgrywki.