Fundamentalne zasady
Najważniejszą ze sprzeniewierzonych brzmi tak: zawsze spisuj scenariusz. Jak się okazało jest to dla mnie szalenie ważne. Pierwsze scenariusze pisałem do Cyberpunka 2020 i mieściły się one zazwyczaj na jednej kartce w zeszycie A4. Czasem miały formę zbitego tekstu, czasem były tylko mapką, a czasem siecią wzajemnych powiązań BNów. Na marginesach widniały uproszczone statystyki przeciwników. Sprawdzało się to bardzo dobrze. Przesiadka na Warhammera przyniosła dalsze postępy w tej dziedzinie. Scenariusze przebijały objętością te do CP2020. Zacząłem zamieszczać informacje o BNach, ich postawach i celach. Dodawałem też krótkie, lecz treściwe opisy ważniejszych lokacji. Jedną z istotnych cech, które można odnaleźć w tych manuskrytpach były sprawdzone instrukcje z języka BASIC 2.0 takie jak IF … THEN … oraz GOTO … pojawiały się one w miejscach z różnymi wariantami, jako możliwe reakcje postaci niezależnych na dane działania graczy.
Sama czynność spisywania scenariusza była jednocześnie aktem jego weryfikacji i rozbudowy. Z początkowego szkicu planu wydarzeń czasem coś wypadło, czasem zmieniało miejsce. To na tym etapie przychodziły mi do głowy najlepsze pomysły na epizody, opisy czy dodatkowe postaci drugoplanowe. Wszystko to wzięło w łeb, bowiem zapomniałem o kolejnej ważnej zasadzie:
Improwizacja wymaga przygotowań. Cnotą jest umieć dobrze improwizować. Sporo świetnych momentów w czasie sesji wychodziło mi w wyniku improwizacji. Z czasem ilość improwizowanych elementów na moich sesjach rosła. Ma to ścisły związek z tym, że przestałem spisywać scenariusze. Oczywiście byłem szaleńczo wręcz dumny z siebie, kiedy z marszu poprowadziłem udaną sesję. Można powiedzieć, iż puchłem z tejże dumy. Mało mnie nie rozrywało. Gracze bili brawa. Do czasu oczywiście, bo czym innym jest improwizacja wsparta tłem z poprzednich sesji, a czym innym ta niepoparta żadnym przygotowaniem. Moi gracze dosyć szybko się połapali, że mój niezły kiedyś system pracy nad scenariuszem poszedł w odstawkę. Wiedzieli, że brak mojego zeszytu z notatkami jest gwarancją improwizowanej sesji – czyli nieprzygotowanej sesji. Zrobiłem wielki krok w stronę nieuchronnej katastrofy.
Notatki po sesji. Do pewnego momentu sesje u mnie kończyły się krótkim podsumowaniem przygody. Ważnym elementem tegoż były moje pytania dotyczące dalszych oczekiwań graczy oraz kierunków rozwoju ich postaci. Notowałem sobie te kwestie. W drodze do domu analizowałem możliwości, a zaraz po powrocie spisywałem je sobie. Od razu też zaznaczałem jak przebiegł scenariusz, komu gracze podskoczyli, na kim zrobili dobre wrażenie. Wszystko to, żeby mieć bazę pod następne przygody, w myśl zasady, że gracze podrzucają najlepsze pomysły na dalsze przygody.
Oczywiście, kiedy zacząłem sesje improwizować (czyli kiedy prowadziłem nieprzygotowany), gubiłem sporo tych cennych wskazówek. Gubiłem zresztą swoje cenne myśli, a to zapomniałem o jakiejś scence, a to ten sam BN na różnych sesjach nosił różne imiona, a to dwóch pomniejszych BNów było raz braćmi, raz kumplami, to znowu kuzynami. To byłoby na razie tyle w kwestiach upadku erpegowca.
Zasady społeczne
Mówisz, że będziesz to bądź – pisano już na ten temat. Jeśli spóźniam się więcej niż 20 minut daję znać. Jeśli przeczuwam, że mnie nie będzie, to daję znać możliwie najwcześniej. Warto też informować otoczenie, że będziesz zajęty – czy to rodziców, czy to żonę lub męża, szansa że wyskoczy coś nagłego maleje. Warto też pytać niepewnych współgraczy na ile oceniają swoją zdolność do obecności na sesji. Praktyka nauczyła mnie, że osoby, które deklarują, że będą na 90% w 90% przypadków ostatecznie nie przychodzą.
Czysta para skarpetek – niby nic specjalnego ale bywa, że bardzo podnosi komfort sesji. Warto mieć je przy sobie, takie rezerwowe, leżące gdzieś w plecaku. W dawnych czasach, kiedy chodziłem jeszcze do LO przykry zapach spoconych skarpet uprzykrzał nam czasem życie. Generalnie sprawa była losowa, każdemu się zdarzało, choć jednym częściej innym rzadziej. Walić szwaje mogły każdemu, toteż temat był tabu. Przyczyny różne oczywiście, lecz warto wymienić takie jak: noszenie glanów w środku upalnego lata, noszenie chińskich trampków lub innych vansów kupionych na targu, wpadanie na sesję prosto z meczu kosza czy piłki nożnej lub ubieranie wczorajszych skarpetek, bo dzisiejsze okazały się dziurawe. Jedna para w plecaku rozwiązywała problem – dyskretna wycieczka do łazienki, szybka zmiana i na sesji zupełnie inna atmosfera.
.
Behemot z piekielnych Otchłąni:
OdpowiedzUsuńPiękny wpis. Bardzo lekko napisany, miejscami dowcipnie i celna uwaga odnośnie "atmosfery" na sesji.
Kurcze, wyszedł komentarz bez Ch@mstwa. :-( Następnym razem postaram się zjechać dla równowagi.
Skarpetki :))))
OdpowiedzUsuńDobre. I o przygotowaniu, i o skarpetkach. :)
OdpowiedzUsuńDobre! A ja Wam zdradzę tajemnicę: kolejna edycja Karnawału będzie nosiła tytuł "Jak się ubrać na sesję?".
OdpowiedzUsuńFajny tekst. Spisanie scenariusza to ważna rzecz,dla mnie wręcz nieodzowna. Dawniej wbrew dominującym trendom często gryzłem się o to z miłośnikami "narracji&improwizacji".
OdpowiedzUsuń