piątek, 23 października 2015

Gdzie sprzedać grę fabularną?

Krzysztof Baranowski założył na Facebooku grupę pod nazwą Bazar RPG. Postanowiłem przyjrzeć się bliżej jej działalności zarówno jako kupiec, a w przyszłości jako osoba, która kończąc z hobby pozbędzie się kilku nastu kilogramów zbędnej mi już makulatury, które przepoczwarzywszy w gotówkę, zmienię potem na lutownicę lub wykrawarkę.

Znam Khakiego wielu lat, jeszcze z czasów forum nieistniejącego serwisu Moorhold.net. Zawsze miał ciekawe pomysły, jedne pochwalałem inne mniej. Ten należy z pewnością do pierwszej grupy. Myślę, że taka inicjatywa jest warta uwagi. Khaki podejmuje jednak pewne ryzyko, bowiem, w przeciwieństwie do serwisów aukcyjnych, regulamin jest tylko na gębę. A ponieważ: „Polska nie spełnia ani jednego kryterium społeczeństwa obywatelskiego. Pod względem ogólnego zaufania zajmujemy jedno z ostatnich miejsc wśród krajów objętych badaniem European Social Survey (ESS) w 2010 r. W Polsce z opinią, że „większości ludzi można ufać”, zgadzało się według naszego badania zaledwie 10,5 proc.” [źródło: Diagnoza Społeczna 2013] to tym bardziej cieszy, że chyba wszystko w tej społeczności układa się jak należy. Czy miały miejsce przypadki, że ktoś wysłał pieniądze i nie otrzymał towaru? Tego niestety nie wiem.


Ja nie miałem problemów zaklepany towar, opłacony wcześniej przyszedł do mnie pocztą w rozsądnym terminie. Ta jedna próba, nie reprezentuje oczywiście niczego, ale cieszę się zawsze, kiedy mogę udowodnić sobie, że opinia mieszkańców tego kraju o swoich pobratymcach nie koniecznie odzwierciedla fakty. A czy ktoś z was brało może udział w tym przedsięwzięciu?

czwartek, 22 października 2015

Czego nauczyłem się przy okazji grania?

Czy RPG może czegoś nauczyć? Myślę, że tak. Sporo zależy od nastawienia osoby oddającej się temu hobby, od tego czego tu szuka, co znajduje i z jakimi ludźmi przestaje. Uważam, że pewien potencjał jest. Ja z niego skorzystałem.

Nastawienie

RPG stwarza pewne okazje, aby podszkolić się w umiejętnościach miękkich – oczywiście, to czy z nich skorzystamy zależy już od naszych wewnętrznych motywacji i predyspozycji. Zresztą, co tu dużo pisać – odpowiednie nastawienie to podstawa, także jeśli idzie o umiejętności twarde. Dzięki grom fabularnym, a raczej towarzyszącej im otoczce, możemy trafić na sposobność, aby przyswoić kilka umiejętności, których być może normalnie nie chcielibyśmy się nauczyć. Pokażę wam to na swoim przykładzie – bo właściwie od końca liceum zacząłem wychodzić poza swoją standardową grupę graczy i odczuwać potrzebę uczestnictwa w czymś szerszym. Nastawiony byłem na to, aby z rpg wyciągnąć coś więcej nić chorobę nadgarstka lub umiejętności szybkiego znajdowania sukcesów w puli kości mieszczącej się we wiadrze.

HTML

Niby nic a jednak. HTML czyli to coś w czym pisane są strony internetowe. Na początku roku 2000 stałem się sympatykiem nieformalnego klubu fantastyki pod nazwą HQ. Klub jak to klub, powinien mieć stronę. Na spotkaniu, na którym przyszło nam ustalać szczegóły zgłosiłem się na ochotnika, tylko dlatego, że uznałem, iż będzie to świetna okazja aby owego HTML się nauczyć. Były to oczywiście inne czasy – nie było blogów, prostych platform takich jak Blogger czy Wordpress. Pisało się od zera, a strona obowiązkowo musiała mieć czarne tło. Co więcej – pisało się tę stronę offline, bo przecież internet popularny stanie się dopiera za dwa może trzy lata. Ograniczało się grafikę do minimum, aby strony nie miały przypadkiem więcej niż 100 kB, aby nie obciążać modemowców. Ta pierwsza strona, to była najważniejsza strona – tam nauczyłem się podstaw, oraz pierwszych tricków, które pozwalały na obejście ograniczeń ówczesnej wersji HTML. Dzięki temu, że poznałem język, rok później mogłem spokojnie zająć się wydawaniem miesięcznika internetowego pod nazwą Erpegowiec.prv.pl.

MS Publisher – początki DTP

W klubie mieliśmy pisemko pod nazwą KsenoZine. Składaliśmy go za pomocą MS Publishera, takiej mało znanej części pakietu MS Office. Robiliśmy to często w kilka osób, wpadając do znajomego, który program posiadał. Całkowicie na ślepo, na własnych błędach uczyliśmy się składać. Znajomość Publishera w wersji z początku wieku, na nic mi się dziś przydaje, jednakże złapałem wówczas bakcyla składu.

Adobe Photoshop

Dosyć szybko nauczyłem się, że na grafików hobbystów nie ma co liczyć. Jeśli robisz zina, to wiedz, że jeśli ktoś się spóźni lub oleje to będzie to właśnie grafik. Nie ważne czy rysownik, czy gość od grafiki komputerowej. Chcesz mieć, zrób se sam. Siłą rzeczy zabrałem się za zabawy z tym programem. Muszę przyznać, że nigdy nie korzystałem z książek, wszystkiego uczyłem się mozolnie sprawdzając efekty moich kliknięć. Robiłem więc sobie banerki, layouty stron internetowych, rzadko jakiegoś interesującego tutoriala. Wszystko co było mi potrzebne, robiłem sobie sam.

MS Word

Wydawać by się mogło, że ten program znany jest każdemu, ale rzadko kiedy używa się go zgodnie z przeznaczeniem, częściej zastępuje systemowy notatnik czy notpad. Warto się wgryźć weń głębiej. Chciałem to zrobić i musiałem. Choćby dlatego, że materiały na stronę klubu czy Erpegowca dostawałem najczęściej w postaci plików .doc. Prośby o to, aby unikać wszelkich bajerów i formatowań, które są czym innym niż boldem lub italikiem, na nic się zdawały. Musiałem się Worda nauczyć, aby móc odkręcić to co przysłali mi autorzy. Było to konieczne, bo wstawianie tekstu na stronę wiązało się z własnoręcznym wstawieniem znaczników HTML. Ponadto przy odrobinie samozaparcia Word nadawał się też do tego aby przygotowywać w nim publikacje do druku.

Dlaczego o tym piszę?


Tak naprawdę znajomość wymienionego oprogramowania czy HTMLa nie była mi konieczna do szczęścia. W mojej obecnej pracy zawodowej nie są mi potrzebne. Nauczyłem się tego wszystkiego tylko dlatego, że RPG dało mi motywację. Być może, nauczyłbym się tego i tak, z innego powodu, ale tu pewności nie mam. Wiem jednak, bo mam te scenki przed oczyma do dziś, że wracając z uczelni siadałem do kompa i używając tych programów wykonywałem szereg czynności związanych z rpg i jego okolicami. Codziennie i z wielką przyjemnością. O tym, że otworzyło mi to w jakiś sposób drogę do pracy w Portalu, miałem się dopiero przekonać. Do tematu jeszcze wrócę, bo to tylko kilka przykładów, a jest ich nieco więcej, tym bardziej, że niektórzy znajomi też nauczyli się przy okazji grania kilku umiejętności.    

środa, 21 października 2015

Starość a gry fabularne


Temat starości od kilku lat pojawia się na moim blogu. A to idę na emeryturę, a to z niej wracam, a to piszę, że RPG nie jest dla starych ludzi, a to że wzrok nie taki, a to, że młodzi jacyś tacy inni, albo że ja jeszcze inniejszy.

Jestem stary - to fakt. Są starsi - też fakt. Kiedy byłem w wieku pomiędzy 20 a 25 lat, nie rozumiałem starszych kolegów erpegowców. Wydawali mi się tacy zastali, niechętni zmianom, trudno było ich angażować w rzeczy większe, wymagające czasu, w inicjatywy, które służyć miały całkiem sporej społeczności erpegowców w moim mieście. To było niesłychane, że ci goście, najpierw nas jako tako poorganizowali, tchnęli w młodzież nadzieję, że można się poznać, poprzerzucać międzypokoleniowe mosty, coś razem zrobić, a potem po kilku latach, trudno było ich ruszyć i namówić do czegokolwiek więcej niż tylko sesji w domowym zaciszu. No ale garstka z nas, wyciągała ich z szaf, w końcu zmuszała do napisania tekstu, poprowadzenia prelekcji, czy zorganizowania LARPa.

Dziś sam jestem już stary i rozumiem ich perspektywę lepiej. Nie będę szukał wymówek, choć jest ich pełno. Dam sobie z tym spokój. Po prostu z wiekiem chce się trochę mniej, ale lepiej. A lepiej znaczy z większym wysiłkiem, z poświęceniem czasu. Mniej i po łebkach już tak nie zadowala jak kiedyś. Rosną oczekiwania, a wraz z nimi maleje ochota, bo te oczekiwania trzeba głównie przed samym sobą spełnić.

Zrobić po prostu larpa? Oj, nie - to, musi być przedstawienie. Napisać przygodę? Oh, ale żeby się ją czytało niczym dobrą powieść. Zrobić fanzin? No tak, z solidną redakcją, korektą, działem graficznym i wiekopomnymi tekstami. Jakby trochę trudniej. No i na koniec, trzeba to zrobić dla satysfakcji, a nie dla pieniędzy jak zwykle. Zatem poprzeczkę stawiam sobie wysoko, na tyle aby jej przypadkiem nie przeskoczyć, aby mogła zadziałać któraś z wymówek, wicie, rozumicie.

Kilka dni tamu zapytałem starszego kolegę w pracy o to jaka jest różnica pomiędzy starością a młodością. Popatrzył pytająco. Otóż, widzisz  - mówię - pojawia się Windows 10, i teraz jeśli czujesz się młody to czekasz na niego z wypiekami. Jeśli czujesz się stary, myślisz - kurwa, znów mi coś poprzestawiają, znów się będę musiał do czegoś przyzwyczajać na nowo. Myślę, że dobrze taka sytuacja oddaje stan umysłu osoby rażonej mentalną "dojrzałością". A jakże frustrują te momenty zrywu, kiedy przypominając sobie stare dobre czasy, postanowię coś zrobić i nie daj boże komuś coś obiecam. I w tej chwili młodzieńczego uniesienia, kiedy wszystko wydaje się takie proste, zgodzę się na coś, na co nie powinienem, bo otumaniony nie wezmę pod uwagę, że wzlot mi się zaraz skończy, że flow minie za tydzień lub dwa, a poprzeczkę zacznę sobie podnosić już po pierwszych godzinach z projektem, z prostego zmieniając go w skomplikowany, z beztroskiego w wymagający, z niewinnej zabawy w ciężką robotę.  

Tym większy szacunek mam dla Sejiego i Spotkań Losowych. Fanostwo z wiekiem jest coraz bardziej wymagające, a Seji spróbował podejść do tematu raz jeszcze i cieszę się, że mu wyszło. Choć tak jak stoi powyżej. Zamiast więc rzucić to wszystko w trzy cholery, wziął się z tematem za bary, jak sądzę, najpierw kalkulując, rozważając za i przeciw, zmierzył siły na zamiary, pewnie troszkę zaryzykował. I pykło. Zebrał ludzi, zebrał redakcję i znów wydaje. Po staremu - po fanowsku, dla satysfakcji. Szacunek dla każdego kto siedzi w tym hobby mając 32 i więcej krzyżyków na karku. Szacunek dla każdego komu się w tym wieku jeszcze chce, bo mnie już od dawna nie.