piątek, 30 stycznia 2015

51 in 15 - Część 1 - Styczeń

Na blogu Naked Female Giant pojawiła się propozycja wyzwania: 51 gier w roku 2015. Pomysł fajny, obejmujący "gry stolikowe" - planszówki, karcianki, bitewniaki, erpegi czy gry wojenne. Postanowiłem się przyłączyć i podjąć to stosunkowo łatwe dla mnie wyzwanie. Krótko o każdym tytule w który zagrałem. Wraz z opisem i wrażeniami. Poznaj 6 ciekawych gier.


Ostrołęka 1831 - powstańcza gra wojenna na rosyjskiej musztardzie

Nieopublikowany, praktycznie skończony prototyp gry hex'n'counter czy celniej conf-sim autorstwa
Raleena, co ważne nie mający niczego wspólnego z obecną na rynku grą o tym samym tytule spod znaku TiS, po za tematem oczywiście. Czasochłonna, ale nie żałuję ani sekundy. Z pewnością do tej gry wrócę, tym bardziej, że rozegrałem tylko jeden z możliwych scenariuszy. Mechanika czerpie najlepsze z legendarnego Waterloo, a autor doskonale przyprawił swoim talentem. Smakowity kąsek.


Rój - abstrakcyjna gra "bakelitowa" przybrana stawonogami

Przyjemne spotkanie po latach, w zasadzie gra jak nowa, bo ni w ząb już nie pamiętałem o co w niej chodził. Rozegrana z oboma dodatkami. O dziwo jedną z dwóch partii wygrałem. O dziwo - bo w abstrakcyjnych grach ssę niczym mały hipopotam.


Rialto - planszowy area control złamany eurosucharem

Mój drugi taniec ze Steffanem Feldem. Muszę przyznać, że uległem tej antysucharowskiej propagandzie. A przecież od takich gier zacząłem, i takie gry kocham. Zasady proste, klimat podany pretekstowo z niemiecką finezją, jakaś tam losowość, ale też duży potencjał, aby doprowadzić mózg do wrzenia. Myślę, że Rialto jest grą mocno niedocenioną. Po kilku partiach będę mógł powiedzieć więcej, a że te partie nadejdą w to nie wątpię.

Campanile - niezobowiązująca karcianka pod freudowską kołderką

Lekki fillerek o budowaniu wież i obstawianiu która będzie najwyższa. Fotorealistyczna grafika i odrobina hazardu zapadają w pamięć. I choć wygląda mi to na pocieszny gatunek gupia, losowa gra. Nigdy w nią nie udało mi się wygrać. Widać nie taka losowa, ale gupia na pewno.


Super Farmer - kotlet mielony na kościach (może zawierać koninę)

Czyli moje boje z pięciolatkiem. Przy okazji okazało się, że kiedy grałem w tę grę przed laty, z jakiejś przyczyny przez nieuwagę podkręciliśmy sobie stopień trudności. Tym razem, na prawidłowych zasadach z rozrzewnieniem patrzyłem, jak malec rozkłada mnie swoją króliczo-wieprzową strategią.


Potwory z szafy - klasyczna gra w wersji fusion podlana sosem niepamięci

Obawiam się, że zdałem egzamin na opiekuna i niestety tego typu gry będą się przewijać (sic!) przez mojego bloga. Co tu dużo mówić memory i potwory czyli gra terapeutycznia. Przy okazji kupa zabawy. W tej prostocie kryje się sporo radości, lecz potrzeba erpegowego talentu, żeby wczuć się w pięciolatka. Ewentualni rodzice - polecam.


3 komentarze:

  1. Powodzenia! Ja się nie podejmuję - za mało czasu i za dużo uwielbienia dla BSG ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chętnie wspomogę Ciebie moją kolekcją w tym postanowieniu. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Potwory z Szafy rules - mnie też maluchy w to rozgrywają, choć grze przydały by się dodać kilka wariantów rozgrywki.

    OdpowiedzUsuń