czwartek, 18 kwietnia 2013

Kryzys RPG to nie tylko rynek - to my!

Gry fabularne to cholernie dziwny produkt, bo pochodzi z zupełnie innej epoki, z zupełnie innych czasów. Gry fabularne to dinozaury w branży gier, które straciły przewagę nad grami komputerowymi i planszowymi. I z wielu powodów trudno będzie im nawet zbliżyć się do powiedzmy sobie szczerze konkurentów. 

W dobie 8 i 16 bitowych komputerów gry fabularne wygrywały, bo wyobraźnia biła możliwości graficzne maszyn. Kreatywność MG powalała to co proponowali producenci gier. Gracze mogli wychodzić po za planszę, po za scenariusz. Można było w końcu uprawiać multiplayerkę. Dziś ostało się tylko wychodzenie po za ograniczone środowisko, choć coraz o to trudniej, bo taki WoW jest wielki jak kurwa mać.

Planszówki od lat 80 zmieniły się nie do poznania. Super grafiki, świetne materiały, wszystko gotowe do użycia. Siadasz, rozkładasz i grasz. I choć nasza wyobraźnie się nie starzeje, dziś zyskała konkurencję w postaci gotowców na wysokim poziomie. Nie twierdzę, że odwrót od RPG w formie pen and paper, jest spowodowany głównie powyższym, uważam że to jeden z kilku czynników.

Kolejnym jest nieobecność w popularnych mediach, tu znów RPG sromotnie przegrywa. Gry komputerowe mają swoje miejsce nawet w tygodnikach opinii. Raz na jakiś czas pojawi się tam też tekst o planszówkach, więc kilka razy do roku "gość z nikąd" może się dowiedzieć, że jest coś więcej niż "Monopoly". Umówmy się nawet prasa bliska nam, fandomowa nie pisuje o grach fabularnych (w czeskim odpowiedniku Nowej Fantastyki, erpegi miewają po 1/3 objętości pisma na swoje potrzeby). Pojawiają się i znikają programy TV o grach komputerowych, raz na jakiś czas Ujek wystąpi w Teleranku i opowie o grach planszowych. RPG tam nie ma - a na "na potęgę posępnego czerepu" - o tym jak wygląda RPG dowiedziałem się z TV właśnie i to z kilku audycji, oraz z serii artykułów w pismach o grach komputerowych. Można się łudzić, że w naszym władaniu jest internet, ale internet to umówmy się schronienie dla niszy, a żeby szukać tam dodatkowych informacji gier fabularnych, trzeba najpierw wiedzieć, że coś takiego istnieje.

Kolejnym problemem z którym musimy się zmagać, to brak wsparcia ze strony "starego fandomu", czyli tego co to spotyka się po pubach, po klubach, pisze opowiadania i powieści fantastyczne, dyskutuje na tematy teorii literackich, wiecie - tej całej bandy, która organizuje Polcony (ten Poznański był wyjątkiem). Zauważcie, że mimo popularności literatury fantastycznej, ciągle nie ma sensownej współpracy - a nakłady gier fabularnych lecą na pysk. No cóż - fandomowcy-polkonowcy zawsze mieli nas w dupie. I wiem co piszę, bo wiem co najbardziej wpływowi o nas myślą i wiem dlaczego nas nie chcą, dlaczego z bólem serca oddadzą nam co najwyżej salkę klubową na jeden dzień w tygodniu. Jest kilka wyjątków - ale generalna tendencja nie zmienia się od lat - przeszkadzamy im, wkurzamy ich, po prostu nas nie chcą i nigdy nie zaakceptują. Wiecie jak to jest - jak się samemu siedzi w getcie - to szuka się kogoś kim można pogardzać i niestety eprogowcy, być może zasłużenie będą dla fandomowców-polconowców zawsze dziećmi gorszego boga. Pomyśleć, że ślinimy się na każdą prelkę z ich udziałem - no ale tak to działa. 

Na koniec najważniejsze - choć to wcale nie koniec. Gry fabularne się nie starzeją. Rynek, ten dzisiejszy opiera się na ustawicznej wymianie dóbr, na nowe, szybsze, lepsze. I mniej trwałe. Lodówki, pralki wytrzymują po 3 lata. Komputery i smartfony starzeją się jeszcze szybciej. Wymieniamy to wszystko okresowo. Gry komputerowe które zachwycały grafiką i gameplayem kilka lat temu, dziś budzą śmiech i litość. I czujemy to, jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Po prostu trzeba wymieniać, kupować nowe, bo będzie lepsze. I fakt będzie. Ale jeśli ten paradygmat nowości odniesiemy do gier fabularnych, a odnosimy, to poniesiemy klęskę. Nowe RPG jest lepsze od tego sprzed lat 25 lat? Może być, ale wcale nie musi i często nie jest. Gdyby to była prawda, wymiotowalibyśmy na myśl o Zew Cthulhu. To co jest naprawdę nowe, dobre i ciekawe, nawet dla graczy pozostaje egzotyczne - Indiasy, które przekraczają granicę i łamią schematy są marginesem, bo sami chcemy kupować i ściągać to co dobrze znamy. Garstka fanów indie, to ciągle "indianie zamknięci w swoim rezerwacie". A nawet jak coś, ktoś wyda po polsku, żeby powiało świeżością, żeby sprawdzić teren, żeby przygotować się do importu najlepszych gier z tego kręgu (tych nieco bardziej niesztampowych i autentycznie nowych), sami indianie, sami promotorzy tego będą wyli, że takie świeże to to już nie jest. No nie jest w ujęciu globalnym, ale żeby docenić import nowych ciekawych koncepcji, które są nowe i ciekawe w kraju? Zasada getta - znajdź sobie kogoś, kogo możesz uznać, za gorszego i jedź po nim nawet jakby realizował coś o co tobie także chodzi - argumenty zawsze znajdziesz.

Powyższe to tylko kilka uwag na temat kondycji - jest jeszcze wiele tematów, które można wyciągnąć i pociągnąć, ale na dziś starczy. Jak przyjdzie mi ochota, jak mnie znów Furiath skłoni do przemyśleń, z chęcią napiszę.

15 komentarzy:

  1. Brawo dobry i sensowyn tekst. Jeszcze tylko przydałaby się wzmianka o wewnętrzynych konfliktach i wzajemnym podejściu między rpgowcami. Często sami sobie to getto budujemy.

    OdpowiedzUsuń
  2. @up
    Jestem jak najdalszy od popierania trollerki, ale zastanawiam się czy darcie kotów nie jest przypadkiem smutną normą nie mającą większego wpływu na popularność - raczej będącą produktem ubocznym.

    Osobiście zapamiętałem np. sprzed laty lekturę nie mniejszych niż dziś permanentnych konfliktów o wyższości młotka nad dnd gdy rpg miało się w Polsce jeszcze doskonale (ale tu byłem tylko pobocznym obserwatorem, więc chętnie bym usłyszał opinie kogoś kto był bardziej w środku obrzucania się błotem w tamtych czasach gdyby się okazało że zwyczajnie prawie).

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś też różowo nie było. Daleko nie szukać redekacje MiMa i Portalu lubiły sobie czasem szpileczki wbijać, niektóre były jak kilkucalowe gwoździe. Ale skala zjawiska była nie porównywalna. Co innego raz na miesiąc, czy dwa komuś coś napisać w gazetce, a co innego dzień po dzień toczyć flejmwar. Środki może się zmieniają, ale podziały są wieczne, szczególnie w takich małych podzielonych grupach jak rpgowy fandom.

    Tak celując bliżej tematu, to zastanawiam się czy aby my, tj. odbiorcy produktów rpgowych nie bierzemy tego wszystkiego trochę za bardzo na siebie. O co mi chodzi? Wyobrażacie sobie, że ludzie jedzący batoniki mieliby się zamartwiać niską sprzedażą batoników? Czy aby nie jest trochę tak, że dobra sprzedaż produktów powinna leżeć w gestii sprzedających? Coś w tym rynku nie gra. Produkt, marketing, albo po prostu brak podaży. Ale nawet rynkach bardzo niszowych można zarobić, tylko trzeba to robić umiejętnie. Może pora na zmiany i to dość daleko idące?

    Wiem, że to wygląda na prowokację, ale pytanie jest chyba na czasie. Szczególnie dla ludzi, którzy chcą na tym biznesie zarabiać, bo od wielu lat zmiany są niewielkie (pojawienie się pdfów), a prowadzi to cały rynek w ślepą uliczkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ależ autorze, przecież poszczególne gry różnią się między sobą i starzeją się tak bardzo (tak jak i Monopoly się zestarzało, co widać, gdy pozna się też inne planszówki). Gry obecne, nowe, różnią się od tych sprzed 25 lat. I mechanizmami, i proponują nam inne odwołania, inną filozofię gry czy świata (także w mejnstrimie!). No cóż - mamy jakieś abstrakcyjne przywiązanie w środowisku do kupowania n-tej edycji tej samej gry - to jak kupowanie kolejnego klona Monopoly. Można, pewnie, ale deklarowanie na tej podstawie, że to wszystko, co można osiągnąć, jest bardzo na wyrost.

    (Na marginesie: w planszówkach już ważniejsze niż wydawnictwo jest nazwisko designera. Może u nas czas też na to?)

    No i nie oczekuj, że osoby obserwujące pilnie rynek będą oklaskiwać cokolwiek tylko dlatego, że wyszło nieco poza standard. Jadąc metaforami seksualnymi: oferują minetę jako coś bardzo kinky i perwersję na maxa - jasne. Jasne, mineta - dajmy na to zakłady i możliwość tworzenia fikcji przez graczy w H&K - jest fajna, ale to już dawno nie jest nowość. I w zasadzie to powinno być w standardzie.

    Av - ale my nie jesteśmy zwykłymi ludźmi jedzącymi batoniki. My jesteśmy geekami batonikowymi, którzy mają własne batonikowe fora z flejmami o wyższości czekolady nad karmelem i analizujących wpływ orzeszków na opakowaniu na sprzedaż batoników.

    Wiele z nas to osoby, które angażują się w hobby na tyle, że je współtworzą (a nie tylko czerpią z tego, co zostało wyprodukowane). Czyli tłumaczą, wydają, same tworzą gry, ilustrują itd. Część poświęca się działalności bliskiej temu: te wszystkie fora, blogi, newsowiska. Nic dziwnego, że obchodzą nas te batoniki - to od nas tutaj rozmawiających zależy / może zależeć, w co się będzie w Polsce grało.

    OdpowiedzUsuń
  5. Idac dalej w tym jakze uroczym, seksualnym porownaniem, to nie do konca tak. To, ze odbiorcy sa mocno zaangazowani we wspomniana minete, to ze rozpisuja się na forach na jej temat, nie zmienia faktu, ze wiekszosc odbiorcow minety w ostatnich latach przerzucila się na gang bang i wielkie murzynskie pyty. Albo odbiorcy nie byli tak zaangazowani, albo dostawca (nazwijmy go minetaurem) nie potrafi dostarczyc takiej minety, ktora dalej bedzie angazowac odbiorcow. Ostatecznie moze byc po prostu tak, ze odbiorcom rozrywka jaka daje mineta już się przejadla i niezaleznie od tego co zaoferuje minetaur, beda poszukiwac czegos glebszego i bardziej dosadnego - murzynskich pyt, albo tanca z gwiazdami, ktory jak wiadomo zaspokaja wiekszosc tego typu potrzeb :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja tak sobie myślę, że ta cała ostatnia dyskusja na temat stanu rynku RPG w Polsce skupia się na nieco błędnych założeniach. I powstrzymam się od kolorowych opisów wylizywania komuś gonad, o czym widać lubią pisać moi przedmówcy.

    Wielokrotnie przedstawiane fakty są takie, że sprzedaż podręczników i materiałów do gier fabularnych ostatnimi czasy w Polsce spadła. Dostępność podręczników w księgarniach jest mniejsza. Nakłady coraz to nowszych edycji i tytułów są mniejsze. W mainstreamowej prasie o RPGach mówi się mało, albo w ogóle. To wszystko prawda. Ale czy nie podchodzimy do tematu od dupy strony? Żyjemy w XXI wieku i praktycznie każdy ma dostęp do Internetu - stwierdzenie, że ten jest schronieniem dla niszy jest po prostu kłamstwem. Według GUS, w 2010 roku ponad 63% gospodarstw domowych w Polsce miało dostęp do internetu. I ten dostęp rośnie z dnia na dzień. To mało? To nisza? Spójrzmy na tak zwany e-fandom. Dziesiątki blogów poświęconych grom fabularnym, facebook i inne fora cieszą się bardzo dobrą oglądalnością. Gdyby członkowie e-fandomu zajęli się faktycznie tematami związanymi z RPGami, a nie toczyli nieustanne walki na flejmy, to żyło by nam się wszystkim lepiej. Bo papierowe wydania gier już zaczynają robić się przestarzałe. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby kupić pdfa z nowym systemem. Bariera językowa? Była o tym też niedawno dyskusja na którymś blogu. Większość nowości RPG jest wydawana po angielsku - języku obcym najczęściej nauczanym w Polsce. Zawsze w jednej grupie graczy znajdzie się ktoś na tyle ogarnięty językowo, żeby sobie z tym podręcznikiem poradzić.

    Także nie widzę większego sensu narzekać, że księgarnie i wydawnictwa w Polsce RPGów nie sprzedają. I pal to licho. Wejdź na e-bay albo stronę wydawcy amerykańskiego/brytyjskiego/francuskiego/czy-jakiegokolwiek-innego i sobie zamów pdfa za pięć dolarów. W czym problem? Ach, trzeba wiedzieć, czego szukać. To zamiast po raz setny oskarżać polskich graczy o bycie gwałcicielami napisz coś merytorycznie przydatnego na swoim blogu. Zainteresuj się nowym RPGiem i napisz recenzję. Bo wielu, na prawdę wielu z nas aktywnie poszukuje nowych systemów nieznanych w Polsce. I ich opinie na ten temat są bezcenne.

    Podsumowując, stan rynku RPG w Polsce jest marny. Ale co z tego, skoro mamy Internet, który nas nie ogranicza, a w którym możemy znaleźć praktycznie wszystko - bez względu, po której stronie granicy jesteśmy. Gdyby wyciągnąć jakieś łączne statystyki, to jestem przekonany, że sprzedaż/ilość pobrań podręczników za pomocą tego medium przewyższyłaby "papierowe" statystyki.

    OdpowiedzUsuń
  7. Av - Wiesz, obawiam się, że obecne gusta zaspokaja jedna pozycja ze stałym partnerem/ partnerką ;) . Obecnie w sieci są głównie wspominki gier wydanych dawno (Warhammer PL - 19 lat, D&D PL - 11) (czytaj uważnie metafory - ta cię chyba zanadto rozproszyła). To zresztą ciekawe: jakie gry uznałbyś za nowoczesne, przełamujące schematy, kinky?

    OdpowiedzUsuń
  8. @ANONIM: Miło czytać.

    @KUZZ: to też temat tyle, że oczywisty.

    @AV: tutaj siedzi cały marketing, ale przede wszystkim PR.

    @nakedfemalegiant: ja szanuję twoje zdanie, jesteś osobą, która woli z zagranicy nowości, niż w Polsce nowości z zagranicy sprzed 3 lat. Wolna droga baw się dobrze. Ale nie oczekuj, że wszyscy tego chcą. Ja po prostu chcę się zapytać tych osób, dlaczego jęczą, kiedy wreszcie, do Polski trafiły indiasy? Jasne stawki i dupawki z H&K powinny być w standardzie - ale nawet na zachodzie nie są. Zauważ, że kiedy w Polsce ukazała się starusieńka gra planszowa Osadnicy z Catanu, jakoś można ją był potraktować jako powiew świeżości, choć stała mocno w tyle za nowszymi koncepcjami, jakoś ludzie ze środowiska gier planszowych choć też się biją między sobą o to, co jest lepsze, potrafią docenić gest, otwarcie na nowość (nawet jeśli to już staroć).

    @od siebie:
    dyskusja dryfuje, przypominam wątki które poruszyłem w tekście:
    - gracze nie są uwazani, za część fandomu
    - jesteśmy nieobecni nawet w epizodach w żadnych mediach (pozytywnie)
    - aby wygooglać gry fabularne, trzeba wiedzieć, że a). coś takiego istnieje b). że warto
    - sramy we własne gniazdo, bo nie wiemy czego chcemy


    OdpowiedzUsuń
  9. "Gracze nie są uważani za część fandomu" - gracze tworzą własny fandom, w którym bezustannie się kłócą, trollują i obrażają. Wystarczy wejść na poltera i zobaczyć, co tam się dzieje. Z takim podejściem do swoich pobratymców wcale mnie nie dziwi, że na Polconach są ozięble witani. Do póki nie nauczymy się szanować wszyscy, to nie powinniśmy liczyć na szacunek ze strony innych. Bo ja chętnie posłucham prelekcji o nowym pomyśle na książkę, ale paplaniny o tym, że gracze są seksistowskimi świniami już nie bardzo. Sami siebie na wzajem antagonizujemy, a potem się dziwimy, że nas nigdzie nie chcą?

    "Jesteśmy nieobecni nawet w epizodach w żadnych mediach" - no bez przesady. Może i nie piszą o nas w Newsweeku, ale co z tego? Tworzymy własne media - dziesiątki blogów oraz portale tematyczne i wikie. Może nie ma tego tak dużo, jak np. prasy o grach komputerowych, ale to nie jest zupełna próżnia.

    "Aby wygooglać gry fabularne, trzeba wiedzieć, że..." A). Po to mamy społeczności graczy i portale tematyczne, żeby nam mówiły, co nowego dzieje się w świecie. B). Po to mamy społeczności graczy i portale tematyczne, żeby nam mówiły, co wartego jest naszej uwagi.

    "Sramy we własne gniazdo, bo nie wiemy, czego chcemy" - zgadzam się w stu procentach.

    OdpowiedzUsuń
  10. Thornious - ale dlaczego to na mnie przerzucasz odpowiedzialność za propagowanie gier? (To dziwaczne: to nie ja przecież narzekam, że się światek erpegowy kurczy i wszyscy umrzemy). Ani ich nie sprzedaję, ani to, w co gram, nie jest doceniane. A to, co dzieje się między graczami (już pominąwszy system) jest wystarczająco ciekawe, by o tym pisać. Jak widać swój problem dostępu do gier skutecznie rozwiązuję.

    Zapominasz,że kupno amerykańskiej gry wiąże się z koniecznością posiadania karty kredytowej, a to już jest pewna bariera. I drugą jest dostęp do wiedzy, czyli co warto kupić.

    (PS. mineta nie polega na wylizywaniu gonad o_O)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ech. Proszę pani, nie zwalam żadnej odpowiedzialności wyłącznie na panią. Przykłady podane przeze mnie były w istocie właśnie tym - przykładami. Podobnych zachowań niezwiązanych z RPG a antagonizujących graczy jest wiele. Poprzez nie tworzymy sobie sztuczne podziały, które niczemu nie służą (przynajmniej niczemu dobremu). A właśnie to poprzez takie zachowania "Sramy we własne gniazdo".

    Kupno amerykańskiej gry wymaga posiadania karty kredytowej - no tak to już się dziwnie w tym życiu ułożyło, że aby coś kupić, to trzeba za to zapłacić. Nie rozumiem argumentu z kartą kredytową. Każdy bank rozdaje je na lewo i prawo. A nawet jeśli ktoś nie chce takiej karty, to istnieją inne formy płatności. Np. PayPal, który nie wymaga posiadania karty. Wielokrotnie z niego korzystałem i ponownie - nie widzę problemu. Bariery są tylko tam, gdzie sami je sobie postawimy. Siedzenie i narzekanie, że "ale ja nie mam karty; ale ja nie mam konta; ale to PDF a nie książka" to sztuczne przeszkody, które tworzymy sobie albo z lenistwa, albo żeby za wszelką cenę bronić swojego miałkiego argumentu.

    Kolejną barierą jest według pani dostęp do wiedzy? Ale gdzie się ta bariera znajduje? Na każdym blogu poświęconym tematyce około-RPGowej, bez względu jak mało treści przydatnych merytorycznie by nie zawierał, znaleźć można przynajmniej jedną recenzję jakiejś gry. Zamiast na to narzekać można samemu dołączyć do grona recenzentów o dać przykład innym. Może dzięki mojej opinii ktoś kupi jakiś podręcznik, może dzięki pani opinii ktoś kupi inny. No i co by nie mówić, jest jeszcze parę portali tematycznych, na których można nowinki ze świata RPG poczytać. Jeśli nawet nie polskich, to zagranicznych - do czytania tych nie potrzeba karty kredytowej.

    Niesamowicie denerwuje mnie, kiedy ludzie ciągle narzekają zamiast poszukać jakichś rozwiązań. Jaki cel ma wypisywanie sto razy tego samego?

    (PS. mineta faktycznie nie polega na wylizywaniu gonad. Nie będę udawał, że miałem na myśli coś innego - po prostu popełniłem błąd. Powinienem wspomnieć o wylizywaniu genitaliów. Dziękuję, że zwróciła mi pani na to uwagę. Mimo to, wydźwięk mojej wypowiedzi pozostaje taki sam).

    OdpowiedzUsuń
  12. @nakedfemalegiant: karta kredytowa? mozesz płacić zwykła do konta :) lol - w jakim zacofanym banku masz konto? Więcej tu: http://rzutkrytyczny.blogspot.com/2013/01/jak-zapacic-za-bandits-battlecruisers.html

    OdpowiedzUsuń
  13. @ Anonimowy - no zgadza się. Dodatkowo większość banków oferuje karty prepaid, które jak mniemam działają podobnie do kredytowych lub debetowych (z tą różnicą, że są przedpłacone). Więc jak się chce, to problemu nie ma.

    @Pani Nagidamskiolbrzym, proszę nie szukać dziury w całym. Jest pani dorosła, więc argument z kartą kredytową pani nie przystoi. To znaczy, mniemam, że jest pani osobą dorosłą. Bo faktycznie dzieciakom z kieszonkowym może być ciężko coś kupić przez e-bay albo inny sklep internetowy. Choć teraz nawet dziesięciolatkom rodzice zakładają konta bankowe, żeby mogły sobie w WoWa pograć (czy co to tam teraz jest na topie), więc i tu ta wirtualna bariera zanika.

    OdpowiedzUsuń
  14. Neurocide: kogo chcesz o to zapytać?
    Różnica między Osadnikami a H&K jest taka, że Osadnicy nadal są dobrą grą. O przemyślanych, jasnych zasadach. H&K, mimo że ma sporo nowoczesnych elementów i zostało fikuśnie wydane (twarda oprawa i kolor), to zasady są opisane w wielu miejscach niedokładnie i byle jak, a tłumaczenia i redakcja pozostawiają wiele do życzenia. Gry w takim stanie nie polecę komuś, kto dopiero wchodzi w hobby. (TSoYa też nie polecę żadnej mojej koleżance, bo umrze ze śmiechu, jak zobaczy obrazki).
    (Taka uwaga na marginesach: wolałabym, żeby wydawane gry były naprawdę dobre i dopracowane - bo rozwiązania z nich zaraz są kopiowane bezkrytycznie do różnorakich autorek i są wypromowywane).

    Druga rzecz - ciagle w sieci przewija się fraza "ja bym to poprowadził na Warhammerze". Nowe, niestandardowe zasady są widziane (mówię o powszechnym przekonaniu) jako dziwactwo, zbędny wysiłek, wręcz nie dostrzega się, że zasady mają znaczenie dla tworzonej fikcji (tworzą naciski na decyzje graczy) - a kiedy się to dostrzega, to "mechanika mnie ogranicza". Z takim podejściem ciężko jest pracować. Może ta prelekcja Wicka na Pyrkonie coś w mózgach namiesza.

    Co do dzielenia fandomu (to ostatnio mój ulubiony mem!). Nie jesteśmy monolitem. Nie tylko gramy w różne systemy czy konwencje, przekładamy na grę i fandom swój światopogląd. Nic dziwnego, że dochodzi do antagonizmów (a my przecież nie działamy w imię dobra, prawdy i piękna - co tłumaczyłoby kompromisy - tylko erpegów).

    Na temat barier. Bariera polega na pewnym utrudnieniu. Nawet jeśli utrudnienie jest niewielkie, nadal utrudnieniem jest. Nawet jeżeli uda mi się ją pokonać, nie przestaje to być utrudnieniem. Barierą jest język (a moim przywilejem jest to, że znam go w wystarczającym stopniu), barierą jest karta kredytowa (można zrobić zakupy przez kogoś albo skorzystać z kart prepaid), barierą są pieniądze (można złożyć się na grę), barierą jest brak wiedzy (można mieć znajomą, która tą wiedzą dysponuje i wskaże kierunek poszukiwań). Nie zmienia to faktu, że w każdym z tych przypadków trzeba wymyślić rozwiązanie problemu. Proszę mi nie wbijać szpil co do kart kredytowych etc. – moja kolekcja wskazuje, że na własny użytek ten problem rozwiązałam. (Szpile generalnie nie są dobrym pomysłem, przekręcanie nicków również jest nieeleganckie – ty byś mógł powiedzieć, że to antagonizuje społeczność).

    Wreszcie: przestańmy nazywać omawianie danego tematu „narzekaniem”. Pokazuję, że są istotne trudności w legalnym zakupie gry (w przypadku gier niezależnych legalny zakup jest czasem łatwiejszy niż piractwo, :) ), dla tegoż nie ma znaczenia, czy ja obecnie mam z tym problem i jaki sposób rozwiązania tych trudności wybrałam (jeżeli natomiast zwracasz uwagę na moją dorosłość – właśnie podniosłeś kwestię, że osoby niepełnoletnie również mogą mieć utrudniony dostęp do zakupów przez internet).

    OdpowiedzUsuń
  15. Na wstępie, chciałbym przeprosić za przekręcenie nicka pani nakedfemalegiant. Nic się za tym nie kryło - w odpowiedzi pozwalam na przekręcanie mojego nicku do woli.

    A teraz po kolei:

    Ja nie zbyt często spotykam się z przytoczoną przez panią nakedfemalegiant frazą. Co nie znaczy, że ona nie istnieje. Natomiast ja osobiście po prostu jej nie widzę. Mało tego, większość graczy, z którymi mam okazję rozmawiać ma bardzo różne opinie na temat mechanik i ta warhammerowa wcale nie jest najpopularniejszą. Zagorzałych zwolenników też miałem okazję poznać, ale to był mały margines. Cóż, jeśli zjawisko warhammeryzacji faktycznie jest tak duże (fajnie by było znać jakieś konkrety, statystyki, dowody na poparcie takiej tezy), to piszmy o tym. Zachęcajmy do innych systemów. Zostało nam oddane idealne narzędzie do dzielenia się własnymi opiniami - blog. Bo wiele więcej nie możemy zrobić. Nie możemy na nikogo patrzeć z góry, jeśli wybierze mechę młotka zamiast SW, fate, czy czego tam.

    Co do podziałów. Tak, zgodzę się - do fandomu mimowolnie wnosimy swój światopogląd. Co innego jednak bronić swoich przekonań co do wyższości D'n'D nad Warhammerem, a co inne gowmawiać ludziom opinie niepoparte żadnymi dowodami merytorycznymi innymi niż "słyszałem od kolegów/koleżanek" albo "raz mi się zdarzyło". Co nie rozmawiam z graczami z e-fandomu, to tylko słyszę "na polterze znowu poleciał ban", albo "ten kaprawy taki owaki znowu pali głupa". Mam wrażenie, że na tym poleterze to nic innego się nie dzieje tylko właśnie flejmwar. A ja się pytam po co? To już normalnie o RPGach nie możemy pogadać?

    I znowu te bariery. Pani naked (czy tak mogę skrótowo do pani pisać?), umówmy się: barier nie ma. Są to tylko wirtualne wymysły ludzi zbyt leniwych, by poszukać rozwiązania. Utrudnienie to nie bariera. Sama pani pisze, że te utrudnienia dla pani nie stanowią przeszkody. Więc w czym rzecz? Na czym polega właściwie pani argument? Jeśli komuś się nie chce szukać rozwiązania, to jest sam sobie winien, że nie może pograć w fajnego RPGa. Społeczność graczy nie istnieje po to, żeby ludzi za rączkę prowadzać. Bo przecież, żeby kupić podręcznik w księgarni, to też trzeba się tam wybrać, wsiąść w tramwaj, w ogóle to iść do bankomatu po pieniądze itd. - też utrudnienia, które trzeba pokonać. A co do kart, to proszę mi zaufać, nikomu tu nawet przez myśl nie przeszło, żeby jakieś szpile pani wbijać. Po prostu podzieliliśmy się wiedzą, aby udowodnić, że jak się chce, to się może.

    Wreszcie: omawianie danego tematu po raz setny w ciągu jednego miesiąca jest właśnie narzekaniem. Narzekamy, że w Polsce się mało sprzedaje, że trzeba pdfy kupować, że to, że tamto. No jak inaczej to nazwać, jeśli nie narzekaniem, jeśli to nic pozytywnego nie wnosi? To tak trudno powiedzieć, że nic straconego, że jest inne rozwiązanie? Ale nieeeee, trzeba pisać, że jest źle, że gorzej być nie może, że wydawcy są idiotami, że teraz to już chyba żaden gracz sobie nie poradzi, nie pozostaje nic innego, jak podciąć sobie żyły i modlić się do przedwiecznych, żeby śmierć przyszła szybko.

    I na koniec jeszcze się odniosę do uwagi na temat wieku. Osoby niepełnoletnie mogą mieć znaczny problem z dokonaniem zakupów przez Internet. Bo nie posiadają karty kredytowej. Bo nie mają konta w banku. Bo nie mają źródła dochodu. Hmm... Widzę, jak te same warunku mogą skutecznie uniemożliwić również takiej osobie kupienie książki w księgarni. Ale zgodzę się, to jest chyba jedyny przypadek, kiedy ta bariera faktycznie istnieje. Bo jak rodzic powie, że nie, nie kupi tego podręcznika przez PayPala, to dziecku niewiele pozostaje do zrobienia, tylko jakimś cudem wyżebranie kasę na stary podręcznik do AD'n'D. Na Jego Makaronowatość, jak byłem dzieckiem, to byłem całkowicie uzależniony od rodziców i przekonanie ich do kupienia podręcznika do Młotka graniczyło z cudem. Bez względu, czy przez Internet, czy w Empiku.

    OdpowiedzUsuń