piątek, 23 listopada 2012

Zagłada gier fabualrnych - KB37

Nawiązując do tematu Karnawału Blogowego 37 w pierwszym momencie chciałem napisać o pewnej arcyciekawej i dobrze zrobionej grze, która porusza tematykę post-apo w konwencji fantasy. W grze Talislanta jednak zagłada umiejscowiona jest jednak w przeszłości wystarczająco odległej, aby świat zdążył się odrodzić i rozkwitnąć z nową mocą. Tak więc, bohaterowie przemierzający ten świat, nie muszą martwić się o to jak przeżyć, w tak kryzysowej sytuacji jaką jest kolaps cywilizacji. Nie ma więc o czym pisać? Możliwe, że nie w takim ujęciu, jednakże z Talislantą związana jest inna historia zagłady, czy raczej zapaści naszego hobby. Bo dziś wszyscy żyjemy właśnie w rzeczywistości post apokaliptycznego RPG jako takiego.

Gry fabularne mają Złoty Wiek za sobą. Na zachodzie przeżywali go w latach 80. a w Polsce mieliśmy z nim do czynienia w połowie lat 90. Nakłady i zainteresowanie tematem już nigdy nie wzbudzały takiego zainteresowania, z wyjątkiem może D&D 3 ed., która będąc wielkim i oczekiwanym wydarzeniem, na pewien czas przywróciła wiarę w to hobby i ten biznes, zarówno w kraju, jak i za granicą. Jaki to ma związek z Talislantą?

Stephan Michael Sechi autor Talislanty osiągnął spory sukces wydając niszową grę, której druga edycja sprzedała się w nakładzie 12 tyś egzemplarzy (sam podręcznik główny) w ciągu 2 lat. Do dziś gra doczekała się łącznie 5 edycji angielskich oraz tłumaczeń na francuski, włoski oraz niemiecki. Ciągle piszę o grze, o której prawdopodobnie nie słyszałeś, tak to gra niszowa, której slogan reklamowy brzmiał : „No Elves!” mający podkreślać, że gra ostentacyjnie zrywa z fantasy tonących w tolkienowskich archetypach (w tym bagnie fantasy, tkwi po dziś dzień). To gra o świetnej mechanice – prostej, lecz precyzyjnej i na dokładkę magią rodem z Jacka Vance'a.

SMS tak mówi o niszowości naszego hobby: Frankly, I don’t know how anyone can afford to put out pen & paper RPGs these days. From what I hear, sales for small games average about 20% of what they were back in the mid-late 1980′s. For example, I was able to get advance orders of about 1800-2000 copies for each of the main Talislanta books. Many small game companies are lucky if they can sell 200 advance copies. That’s pretty tough. But if you’re someone who loves creating games, and you can afford the time and expense involved, it’s still a pretty cool thing to do.

Żyjemy jednak w czasie zagłady. Lekarstwem jest chałupnictwo. Stephan wie jednak co robić w czasach następujących po apokalipsie. Formalnie Talislanta już nie istnieje, nie jest dostępna w ofercie sklepów, nie ma też wydawcy. Katastrofa się dopełniła. Ale, to co najważniejsze, kiedy już na łby pospadają nam bomby atomowe, bakterie, toksyny, dioksyny, to sprawić, aby nie zapomniano, aby wiedza nie zaginęła, bo tylko to gwarantuje odrodzenie. I to stało się z Talislantą. SMS to realista, już dawno połapał się w sytuacji, szczęściem jego życie nie zależy od kondycji rynku RPG. Stać go więc było, na pewien krok. Poczekał, aż wygasnął licencje, zebrał wszystkie materiały, jakie ukazały się do tej proty i podał nam wszystkie 5 edycji wraz z tłumaczeniami na talerzu.

Tak to tłumaczy: I’ve been very fortunate to have done pretty well with the music thing. The business has shockingly been very good to me for the past few years. In the past, the money I was able to derive from licensing Talislanta helped pay the bills and put food on the table. Luckily, I don’t need to rely on Talislanta for that anymore and when Morrigan fell into financial difficulties I began thinking about it then. So when the Morrigan license was about to expire, I just figured, why not make all the old Tal books available for free?

My main reason was I wanted to give something back to the small but very loyal community of Talislanta fans, who helped keep the game alive for almost 25 years. Some of these folks have been fans since the 1st edition, and have bought every Tal book since then. They’ve had to put up with all sorts of crap over the years, from publishers going out of business to promised books being months/years late or never published at all. At the very least, I felt that those fans deserved to get something back for their patience and support.
Tal fans are great, man. I saw something online where some dude said something like; “you can’t say anything bad about Talislanta or the fans will kill you”. Hahaha! That’s Tal-fans. They’re the best.
Bo czy można zrobić coś lepszego dla niewielkiej grupy fanów gry, wiernych od 25 lat twojej wizji? Owszem, można jeśli jest się największym wydawcą RPG w branży, to można wywalać reedycje i kasować 50$ od sztuki. To też sposób, ale małych wydawnictw na taki zabieg raczej nie stać. SMS zaprezentował inne podejście – powiedział: to koniec, oddaję to wszystko w wasze ręce, bo jesteście tego warci, nie musicie tego ściągać z torrentów, nie musicie czuć się jak złodzieje, tylko dlatego, że coś jest od dawna niedostępne w sprzedaży. Nastąpił katastrofa, a zaraz potem odrodzenie. Wiedza została zachowana i udostępniona.

Na zakończenie chciałbym polecić lekturę całości wywiadu, który w dwóch fragmentach załączyłem do notki. Znajdziecie go na stronie: http://talislanta.com/?page_id=457. Warto przeczytać, tym bardziej, ze SMS pisze trochę o tym jak ten biznes wyglądał na początku, jakie problemy spotykały jego wydawnictwo, a dla naszych domorosłych wydawców mogą to być istotne informacje. Ze strony można ściągać też pliki z podręcznikami, zazwyczaj dostępne w 3 wersjach różniących się jakością. Te można złapać tu: http://talislanta.com/?page_id=5.

Jeśli słyszeliście o podobnych zachowaniach wydawców, odnośnie w zasadzie martwych wydawniczo gier zostawcie namiar w komentarzu. Z góry dzięki.