wtorek, 15 maja 2012

Game of Month: Blood Bowl czy Ascension?

W ostatnim miesiącu spotęgowałem kontakty z planszówkami, co radykalnie przełożyło się na liczbę nowo poznanych gier. Postanowiłem wyjść naprzeciw grom stosunkowo nowym, z którymi do tej pory jeszcze nie miałem kontaktu, jak i nadrobić trochę zaległości. I jak to się często zdarza w takich przypadkach wynik tych spotkań jest nieco zaskakujący, żeby nie powiedzieć paradoksalny. Odłożę na później (lub na bezpieczne nigdy) pogadankę o niektórych tytułach, skupię się na dwóch grach o tematyce którą nie specjalnie kocham. Fantasy.

W tym temacie przerobiłem w tym miesiącu dwie gry karciane: Ascension oraz Blood Bowl Manager. Dlaczego w wyniku kontaktu z nimi doświadczyłem zaskoczenia? To proste – lubię dobre, znane mi klimaty fantasy, przeto do każdej produkcji z tego gatunku, która ma albo niesprecyzowany świat, albo świat mało mi znany, wymyślony na potrzeby gry, podchodzę z pewną dozą niechęci. Lżej mają u mnie gry odnoszące się do realiów, które zdążyłem poznać dzięki grom fabularnym, literaturze czy filmowi (choć nie wszystkie). Warhammer ma zawsze dodatkowe punkty za pochodzenie.

Dodatkowo Deck-bulding nie jest tym, co specjalnie mnie jara, może to dziwne – bo oczywiście doceniam odświeżającą falę którą przyniósł ze sobą Dominion – ale wolę sobie talię złożyć przed grą, a najbardziej lubię gotowce.

I tu w zasadzie, na etapie moich karcianych preferencji mógłbym skończyć moje dywagacje, gdyby nie mało istotny fakt, że w obie gry miałem okazję zagrać. No i masz babo placek. Po raz kolejny okazuje się, że nie sądzi się planszówki ani po temacie, ani po mechanice (że tak powiem: opisowej). 

Ascension
Ascension to stosunkowo prosty deck buliding osadzony w klimatach fantasy (nie wiem, nie pytajcie w jakich, ani nie mówcie, bo nie chcę wiedzieć). W skrócie – naszym zadaniem jest mordować potwory i zbierać za nie punkty. Klasyczne. W dodatku, w odróżnieniu od np. Dominiona czy Nightfalla nie specjalnie musimy się przejmować tym, aby po zakończonej rozgrywce wszystko ładnie poukładać w pudełku. Ta wada gier na mechanice DB wnerwia mnie najbardziej – jak ci się karty w transporcie pomieszają, to przed rozgrywką masz godzinę w plecy. Ascension pozbawiony jest tej waty obniżającej komfort użytkowania. Talia pełna potworów i innych istot musi być pomieszana, z nie licznymi wyjątkami – karty do talii pozyskujesz z draftu podobnie jak w grach takich jak Wsiąść do Pociągu czy 51 Stan. Ascension to gra, którą polecam. Zastanawiam się do czego porównać wrażenia z rozgrywki? Chyba najbardziej uczucia te są bliskie wypiekom jakie miałem na twarzy naparzając w Runebounda, grindując i ekspiąc jak opętany.

Blood Bowl Team Manager
Z Blood Bowl Team Managerze było odwrotnie. Oto karcianka w konkretnym, uwielbianym przeze mnie świecie Warhammera. Mechanika specyficznego territory control na miarę karciankowych możliwości. Stosunkowo małe poręczne pudełko. Że też znaczek FFG nie dał mi do myślenia. No tak, okazuje się, że niemożliwe stało się możliwe, geniusze z tej ogromnej firmy nawet z karcianki potrafili zrobić rasowego ameritrsha, w którego nawet nie można zagrać we dwójkę – to znaczy można, ale co to za gra. Nie przeczę, fanem gatunku nie jestem, Arkham Horror z całego serca nienawidzę – co nie przeszkadza mi w niego grywać raz na jakiś czas, za to już wspomnianego Runebounda szanuję (w wariancie na 3 osoby) i nie gram w niego od lat. Trochę jednak życzyłbym umiaru w szafowaniu śmieciem. Przyznam, że gra nie przypadła mi do gustu – kolejki się wlekły, humoru w tym było tyle, co na sejmowych występach cyrku z ul. Wiejskiej. A naprawdę miałem niewygórowane oczekiwania – byle lepsza od Troll Football.

Zdaję sobie sprawę, że bardzo trudno jest zmajstrować dobrą grę planszową o tematyce sportowej. Znacznie łatwiej wykombinować odkrywczy wariant dla hack'n'slasha. Na dobra sprawę jako piweca powyższej refleksji powinienem był wiedzieć zawczasu, że jak nie posmaruję gry o snotballu sporą warstwą fluffu, że jak się nie nakręcę, albo nie nawalę, to będą z zabawy nici. Sport i planszówki, są jak pies z kotem, z tego związku nic dobrego się nie urodzi. 

Oczywiście, mam nadzieję, że nie zaskoczy was specjalnie ostatni akapit – tyle już miałem zaskoczeń, że powinno wystarczyć. Bo jak się słusznie domyslacie jest kilka sportowych planszówek, które zadają kłam tezie. A jako, że Mistrzostwa Świata w Euro już niebawem, to postaram się napisać słów parę, lekkim stylem człowieka niewyspanego o jednym z takich cudów co są pochrzanione a szczekają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz