niedziela, 6 lutego 2011

KB#18: Jeśli chcesz to w końcu zrobić

Przecież ten pierwszy raz, jest zawsze do dupy 
Wiktoria Leszczyńska, 
Licencja na wychowanie

Nie szukałem lecz znalazłem graczy. W LO na korytarzu wymieniałem się z kumplem komiksami TM-SEMIC. Przyuważył to inny ziomal z klasy i podszedł – rzucił hasło, że gra w RPG i czy mamy ochotę. Mieliśmy i zagraliśmy. Miałem szczęście – nie musiałem szukać. Nie jestem w stanie dać rady, jak szukać, ale mogę podpowiedzieć jak dać się znaleźć – w moim przypadku epatowałem zainteresowaniami około fantastycznymi, przez przypadek padło na komiksy, ale równie dobrze mogłem wymieniać głośno uwagi na temat literatury SF czy fantasy. Nie wiem jak jest dziś, ale za moich czasów wielu graczy miało długie włosy i słuchało metalu. Warto więc spróbować ubrać się w czarne bojówki i koszulkę Behemotha.

Mój pierwszy raz miał miejsce w szkole, po lekcjach. Sesja trwała 2h. Nie wiedziałem wówczas, że sesje są tak schematyczne, że potrzeba lokalu, świeczek, kotar, herbatników, kawy, herbaty, piwa i pizzy i minimum 4 godzin czasu. I przyznam bez bicia, że dobrze że o tych schematach nie wiedziałem. Nie widziałem też, że potrzebne są karty postaci – wiedziałem tylko o kostkach, kartkach, ołówkach i podręczniku. To minimum wystarczyło. Zagrałem tam, gdzie nie lało się na głowę, graliśmy tyle czasu ile mogliśmy poświęcić.

Mój pierwszy raz w roli MG wspominam też wyśmienicie – sesja była przyjemną akcją w Cyberpunku. Emocje, strzelanie, emocje, rzuty kośćmi, emocje, improwizacja. Zrobiłem mapkę, ustawiłem przeciwników, dałem graczom cel do realizacji. To co pomiędzy, trzeba tylko opisać – i cała filozofia.

Pierwszy scenariusz z nową ekipą rozegraliśmy posługując się przygodą zamieszczoną w podręczniku – po to tam są. Przygoda była prosta jak budowa cepa, ale pamięta się ją do dziś. Wniosek: jeśli w podręczniku jest przygoda warto w nią zagrać, prawdopodobnie jest tam po to, żeby nowy gracz gładko wszedł w zasady. I nie ważne jak jest prosta, będzie się ją pamiętać do końca życia. Nie jestem jedynym, który emocje związane ze scenariusz Kontrakt Oldenhallera wspomina do dziś. Pewnie jakoś można go zdobyć, pewnie ktoś go gdzieś chomikuje. Czy warto odkurzyć starocia? No pewnie.

To by było wszystko o moich pierwszych razach. W gruncie rzeczy nie jest ważne, w co, gdzie i ile czasu grasz – ważne, żeby zagrać. Z byle kim, byle gdzie, byle 15 minut, no i na wszelki wypadek warto mieć przy sobie gumkę.

Wpis publikowany w ramach 18. edycji Karnawału Blogowego, zatytułowanej Tym co pierwszy raz. Gospodarzem tej odsłony Karnawału Blogowego jest blog Piastuna.

2 komentarze:

  1. Nie szukałem lecz znalazłem graczy. W LO na korytarzu wymieniałem się z kumplem komiksami TM-SEMIC. Przyuważył to inny ziomal z klasy i podszedł – rzucił hasło, że gra w RPG i czy mamy ochotę.

    Myślałem że dalej potoczy się tak:
    -Nie nie gramy w RPG...
    -Karwasz kolo nie fikaj bo dostaniesz z bani!
    Będziesz Szczurołapem za to że podskakujesz !

    A zupełnie poważnie jest tak jak piszesz w ost. akapicie. Wystarczy zagrać kwadrans.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na sam wpierw musisz mi wybaczyć jeśli coś pomyliłem ale to zdjęcie...

    Świetny unik ale dobrze się czyta :]
    I tak najważniejszy jest sens - chcesz grać zaczyni się starać o graczy!

    OdpowiedzUsuń