piątek, 16 lipca 2010

To nie jest hobby dla starych ludzi

Starzy ludzie – ci, którzy pokończyli studia, ci którzy mają stałą pracę, ci którzy założyli rodziny. Ci, którym stuknęła ćwiartka. Nie mieścimy się w targecie autorów i wydawców. Gry fabularne nie są pisane z myślą o nas. I pal sześć poziom merytoryczny – nie o to tu chodzi, nie szukamy przecież w grach przebłysków geniuszu, nie oczekujemy od autorów aby raczyli nas Proustem czy Joycem. Znamy gry fabularne i wiemy czego się spodziewać – szanujemy autorów podręczników za to, że nie udają przed nami natchnionych pisarzy, błyskotliwych myślicieli czy lotnych filozofów. Chwała im za to.

Target wydawcy to osoba mająca poniżej 25 lat, a więc osoba posiadająca jeszcze dużo wolnego czasu i prawdopodobnie mało gotówki. My, starcy jesteśmy ich zaprzeczeniem – mamy mniej wolnego czasu i znacznie więcej kapusty w portfelu. I tak naprawdę jeśli dobrze się przyjrzeć, to z roku na rok coraz mniej tytułów, który wyszłyby naszym potrzebom naprzeciw.

Kiedy zaczynałem grać, na ekipę przypadał jeden podręcznik. Trzymał go mistrz gry – bo potrzebował go najbardziej. Jednym z zadań MG było nauczyć nas zasad w stopniu wystarczającym do gry – po kilku sesjach, ktoś mógł wziąć sobie podstawkę na dzień lub dwa do domu, aby zaznajomić się z dokładniej z listami umiejętności. Mechaniki Warhammera, Cyberpunka 2020, Zewu Cthlhu czy Dzikich Pól pozwalały na takie podejście. Dzięki temu jeden podręcznik obsługiwał całą grupę, postaci można było zrobić na szybko i razem. Ale te czasy się chyba dawno skończyły.

Dziś podstawka ma być dla graczy – mechanika dla graczy, opis świata dla graczy, bestiariusz dla graczy – wszystko dla graczy. Podręczniki wypełniły się więc trikami, sztuczkami, fitami, szkołami walk. I jest to oczywiście w porządku, tak długo jak długo pozostajesz w tzw. targecie produktu. Niestety prędzej czy później z niego wypadniesz, zauważysz, że nie chce ci się przebijać przez cały ten fluff i stuff, że to wszystko jest kłopotliwe bo zabiera masę cennego czasu. Że zrobienie postaci polega na odpowiednim doborze sztuczek do trików, a mocy do umiejętności, a co za tym idzie, trzeba przeczytać sporo materiału, z którego koniec końców wykorzystasz pół procenta. Nie zrobisz też postaci od tak – nie zleci ci na nią 5 czy 10 minut, lecz godzina, a może nawet i więcej. Zauważysz, że zrobienie postaci całej grupie to jakaś straszliwa męczarnia trwająca tyle ile przeciętna sesja.

Nie ma systemów dla staruchów, zapracowanych korpów i doradców klienta, nie ma gier dla ojców i mężów, ani dla tych co obiad jadają na mieście, a książki czytają tylko w autobusach i tramwajach.

Ratunek jest albo w dobrze ogranych za szczenięcych lat systemach, albo grach starszych, takich których karta postaci mówiła więcej niż przeciętnej długości recenzja, tych gdzie miałeś same cechy, lub cechy i (prawie) niezależne od nich umiejętności.

Nie dziwię się kolegom z blogosfery, że wspominają Oko Yrhhedesa – postać w 1 minutę, mechanika w 1 minutę i 3h 58 min na sesję – jeszcze kilka lat temu nie potrafiłem docenić tej prostoty. Dziś wynoszę ją na ołtarz.

Są jeszcze gry indie – takie jak moje ulubione Cold City, które składają się z wyrazistego pomysłu i wspierającej go, prostej mechaniki. Pozbawione dziesiątek stron, marnowanych na tłumaczenie czym jest RPG, kolejnych dziesiątek zwykle wypełnionych niepotrzebnym nam fluffem, fitami i duperelami. Takimi co oddają narrację w ręce graczy dodatkowo odciążając zabieganych mistrzów gry – choć z powodzeniem można prowadzić je też klasycznie. Część z nich ma w sobie dobre i zadowalające nas sandboxowe podejście, gdzie „scenariusz” (choć może trafniej byłoby powiedzieć przebieg rozgrywki) generowany jest za pomocą tabelki: kto/komu, co robi, dlaczego – jak ma to miejsce w InSpectres.

Nie dziwię się jednak wydawcom – staruszkowie się wykruszają, ta rzucona przeze mnie w ciemno cezura ćwierćwiecza jest punktem krytycznym. Nazbyt ryzykowne byłoby stwierdzenie, że dzieje się tak, gdyż nie figurujemy w planach marketingowych wydawnictw, że przestajemy grać, bo tak niewiele jest gier, które szanują nasz czas. Prawdopodobnie jest nas zbyt niewielu, aby ktokolwiek podjął ryzyko pisania gier dla dziadków.

12 komentarzy:

  1. A zawsze powtarzałem kumplom : "Widzicie tych dziadków w parku co grają w szachy? My tam będziemy też siedzieć grając w RPGi".

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafny post i trafna uwaga. Swego czasu interesowałem się grami bitewnymi i weszły prepainty (figurki malowane fabrycznie). Jakiś młody wiekiem gracz rzucił pogardliwie:" to gry dla dzieciarni". Racja, temat superbohaterów wydaje się być dziecinny (powiedz to w Stanach, kolego), ale takie gry o skromnych zasadach, przygotowanym terenie, pomalowanych ludzikach są własnie dla starszych wiekiem, którzy nie mają czasu na ślęczenie nad malowaniem armii czy przekopywaniem się przez tomy zasad. My musimy mieć rzeczy instant, inaczej pożegnamy się z hobby.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawa refleksja. Ubrała w słowa moje własne odczucia na ten temat. Prostota to wielka zaleta, i jeżeli nie brakuje entuzjazmu, niczego więcej nie trzeba.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dokładnie tak. Sam skłaniam się ku grom prostym (SWPL, Fate3) lub indie. Bo na takie czas pozwala.

    OdpowiedzUsuń
  5. Pisałem o tym na Polterze, ale jeszcze raz nadmienię - spróbuj FATE'a gdzie tworzy się bohatera w kilka minut, albo już w trakcie sesji (!). Do tego mechanika banalna i rewelacyjny pomysł z aspektami zamiast cech. Dla mnie od niedawna prawdziwy nr 1.

    OdpowiedzUsuń
  6. Oczywiście na Polterze odczytali ten tekst, jakobym nie miał w co grać i czas mi doradzać, zamiast jako refleksję - dosyć prozaiczną zresztą, że 25 czy tam 30 latek nie jest targetem wydawcy. Cieszę się, że jest blogosfera.

    Co do Fate - pewnie nie prędko będę miał czas sobie przypomnieć, choć już ściągnąłem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Sorry Neurocide, ale jesteśmy tym na co pozujemy. Jeśli ktoś uważa że nie ma czasu na RPG to nie ma. Jest (tu miało być brzydkie słowo) dużo RPGów, od kilkustronicowych po te grubości czterdziesto tomowych encyklopedii. Chyba nie jest tak trudno znaleźć coś co nam odpowiada. Nie wiem jak inni, ale ja mam czas i na te w wersji light i te ze skomplikowaną mechaniką. I ciągle poznaję coś nowego. Czytam w każdym możliwym miejscu: w autobusie, w parku, wieczorem jak wszyscy pójdą spać. Nie czytam już co prawda podręczników w dwa, trzy dni lecz tydzień, dwa, miesiąc. Ale brnę do przodu.
    Gram w to co mi się podoba: SWEX - bo lekkie i przygotowanie postaci dla pięcioosobowej drużyny trwało ostatnio 15 minut. Eclipse Phase - bo miałem okazję w to zagrać i wypadało przed grą przeczytać podręcznik. Shadowrun - bo od czasu jak o nim przeczytałem spodobał mi się ten świat. HeroQuest - bo mnie namówili. Burning Wheel - bo pomimo skomplikowania jest to naprawdę dobry system który spełnia moje oczekiwania. Pomijam te które ostatnio czytałem i chciałbym zagrać lub poprowadzić.

    "Nie ma systemów dla staruchów, zapracowanych korpów i doradców klienta, nie ma gier dla ojców i mężów, ani dla tych co obiad jadają na mieście, a książki czytają tylko w autobusach i tramwajach."
    Tu powinno być na początku dodane: "Moim zdaniem" bo ja mam takie systemy, i wcale nie ograniczają się do k8 statystyk i k20 umiejętności tak by dało się kartę postaci zapisać na drugiej strony wizytówki.
    Tak piszesz jakby modelarz-hobbysta mający pracę, dzieci i inne obowiązki miałby sklejać tylko najprostsze modele o ile "ci wredni wydawcy" by takie wydawali. Ale, że są źli to wydają takie które mają po kilka tysięcy części.

    OdpowiedzUsuń
  8. Sorry, to "Anonimowy pisze" jest moje, zapomniałem się zalogować.
    PS. Dokończę poprzednia wypowiedź: "...Ale, że są źli to wydają takie które mają po kilka tysięcy części." A może po prostu Tobie brakuje już cierpliwości do tak skomplikowanych modeli.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dopóki rzecz uzależniasz od mechaniki oraz tworzenia postaci (tak zrozumiałem ten wpis), nie mogę się z tobą zgodzić. Mechanika Warhammera jest prosta do nauczenia, ale przecież nowe systemy (zupełnie mi nieznane) też pewnie dają się jakoś pojąć przy odrobinie chęci. Inaczej przeciętny, średniokumaty erpegowiec nawet nie zacząłby w nie grać.
    Problem w zniechęceniu do gry leży w tym, że poza mechaniką masz cały świat do ogarnięcia i wpisania się weń (czego np. w OY już nie ma i dlatego nie ma też dumania nad tym, kim ktoś chce zagrać - a np. w Monastyrze to już nie tylko kwestia rzutu kostkami, ale też sporo wyborów, a więc konieczność orientowania się w świecie gry, a w WH, gdzie wszystko zależne jest od losu, mimo to i tak trzeba wiedzieć, kim jest zabójca trolli i takie tam).

    Ale nawet to po pewnym czasie przestaje być kłopotliwe. Głównym problemem jest czas, który trzeba poświęcić na przygotowanie przygody, a więc podstawa samego RPG, niezależnie od systemu. Gdybym miał wrócić do opracowywania przygód i uzależniał grę od tego, czy wciągnę w nie graczy, na pewno nie grałbym już w RPG.

    OdpowiedzUsuń
  10. Słuszne spostrzeżenie, że "my*, starzy ludzie" nie jesteśmy "targetem" w sensie że gry nie są tworzone "z myślą o nas".

    Z drugiej strony uważam, że "my*, starzy ludzie" nie potrzebujemy wcale specjalnego systemu dla starych ludzi :)

    ___
    * - z różnych względów nie jestem jeszcze do końca "starym człowiekiem", ale takie sformułowanie lepiej brzmi.

    OdpowiedzUsuń
  11. To jest hobby dla starych ludzi.
    Problemem jest ilość czasu jaką sobie można wygospodarować. Mi z trudem udaje się poprowadzić 1-2 sesje w miesiącu - i to tylko dzięki internetowi. Czasem jeszcze coś z nowości z naszego rpg-półświatka poczytam - jakiś system albo teoryjkę, bitewkę rozegram i to właściwie wyczerpuje zasób mojego wolnego czasu.

    Co do "targetu" - to czy są gry komputerowe kierowane na wkraczających w drugą ćwiarę (albo i trzecią) ? Nie, "staruchy" napierdzielają w wybitnie "niesprofilowane" gierki i dobrze się bawią.

    OT:
    Do FATE/Fudge potrzebujesz 4k6.
    K6 odczytujesz:
    - wysokie (5 i 6) to plus
    - średnie (3 i 4) to 0
    - niskie (1 i 2) to minus
    Co po ciepnięciu 4k daje ci wyniki od -4 do +4

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj w klubie osiwiałych erpegowców - szczęście łączy ale nieszczęścia łączą jeszcze bardziej...

    OdpowiedzUsuń