środa, 23 czerwca 2010

Gry fabularne a bitewniaki cz.2

W poprzednim tekście na temat zależności między grami fabularnymi a bitewniakami, a konkretniej między relacją gracza do gier bitewnych, napisałem o tym, że figurki fajnie można wykorzystać na sesji, opisałem na własnym przykładzie jak je tanio zdobywać. Wspomniałem też, że malowanie nie jest specjalnie trudne nawet dla osoby o lichych zdolnościach plastycznych.

Można powiedzieć, że mając dwadzieścia zdobycznych modeli jest się o krok od grania w bitewniaki. Teoretycznie. W praktyce nigdy jednak nie dałem się wciągnąć w to hobby z kilku powodów.

Przede wszystkim zbierałem figurki z myślą o wykorzystaniu na sesji, a więc kupowałem takie, które były mi do nich potrzebne. Nie trudno się domyślić, że pochodziły one z różnych parafii – część ze skrimishowego Śródziemia, część z Warhammera. W każdej grupie miałem ich zbyt mało.

Gadałem z kilkoma znajomymi, którzy grywali w WFB o możliwości grania w skrimishowego Warhammera. Patrzyli na mnie jak na idiotę, choć przyznawali, że ich podręcznika jest krótki rozdział o tym jak takie coś zorganizować. Nie do przeskoczenia było jednak dla nich granie na figurkach z różnych gier. Do tego dochodziło ich przeświadczenie, że skrimish jest do zadka – wszak nie po to każdy z nich miał zatrzęsienie figurek, żeby się w takie rzeczy bawić. Niestety w moim mieście Necromunda, Mordheim czy nawet Gorkamorka nigdy nie były popularne, a ludzie od bitew na polach Pelenoru trzymali się mocno na uboczu. Opór materii.

Istniała jeszcze druga sprawa, czyli makiety. Sporządzenie prostej górki i drzewka nie jest trudne, lecz trzeba zainwestować np. w szpachlówkę czy inne wypełniacze. Potem trzeba to wszystko jeszcze pomalować, potem obsypać, a potem jeszcze ozdobić. Robienie makiet zdecydowanie mnie odrzucało, był to punkt krytyczny.

Dziś zrewidowałem znacząco swoje poglądy. Jest pewien rodzaj gier, które mnie jarają. Potrzeba niewielu figurek, a zrobienie makiety nie nastręcza problemu – żadnej szpachli, fillerów, putów, żadnego skomplikowanego malowania i ozdabiania. To skrimishe postapokaliptyczne. Dziś jestem ich fanem i wiem, że zrobienia naprawdę zajebistej makietki, łącznie z pomalowaniem to kwestia 15 minut. Taka specyfika materii, że w tych klimatach im coś wygląda gorzej tym jest lepsze, fajniejsze, piękniejsze.

W redakcji oszaleliśmy na punkcie makiet (pisał o tym Trzewik) właśnie dlatego, że to proste i jednocześnie efektowne. Z technicznego punktu widzenia pamiętać należy o dwóch rzeczach – żeby okno było na wysokości 1 cala od podłogi i żeby drzwi miały wysokość około 2 cali. I to wszystko w zasadzie.

Teraz sobie wyobraźcie: bierzecie pudełko po butach. Wycinacie nożem do tapet kilka okien, i drzwi. Tniecie wieczko tak, aby można było zrobić z niego ścianki działowe – wystarczy jedna. Robicie dziurę w jakimś narożniku, tak jakby trafił tam pocisk. Z odpadków, które wam zostały ściągacie wierzchnią warstewkę papieru, tak żeby odsłoniła się fala (klimatycznie wygląda – jak blacha falista) i przytwierdzacie ją do budynku jak chcecie i gdzie chcecie – zaręczam, że pasuje wszędzie. Przytwierdzacie czym chcecie – czy będzie to klej wikol, czy też zszywacz do papieru – żadna różnica i tak będzie spoko. Następnie wszystko to malujecie na czarno – w redakcji używamy czarnego sprayu, który kosztuje jakieś 7 złotych za puszkę. Zwykłego sprayu, do malowania po murach – w czasie malowania śmierdzi paskudnie, ale jest tani i wydajny jak najdroższy specyfik z Games Workshopa. Po 15 minutach wszystko jest już suche i można na tym grać. Mega patent.

Przy postapo upada ostatni mit – robienie makiet to nie problem, jest dziecinnie proste.

3 komentarze:

  1. Wiesz. Mnie bitewniaki odstręczały zawsze z jednego powodu. A raczej dwóch.
    Kosztów.
    Braku zdolności plastycznych.
    Podobnie jak piszesz nie przeszkadzało nam to przesuwać kilka ulubionych figurek po mapach.
    Ale żeby kupić tego 100 + 2 Antary, 1 Katana, 13 smoków i k3 trolle to już nie.
    Znam gości, którzy za małolata zastanawiali się czy by nie grać w WFB na żetonach.
    Ale znam i gości z BB, którzy robią świetne modele (choć od figurek i RPG odeszli) i chyba nawet dorabiają na tym sporo kasy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Adrian trafił w sedno. Byłem maniakiem Warzone, ale tylko dlatego, że kumpel malował za mnie figsy, a część figsów miałem pozyczonych (koszty, koszty!)

    Pomalowane figsy zapewniają bitewniakom klimat, wiec potencjalny czytelniku, jeśli nie masz cierpliwości i zdolności plastycznych lub kumpla, który machnie ci te 6 - 30 modeli, to olej bitewniaki. NIepomalaowana figurka wygląda jak plastykowa lub metalowa kupa.

    Furiath.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem bitewniakowcem. Stoczyłem wiele bitewek w różnych systemach - a dorobiłem się garstki figurek z czego większość nietknięta pędzlem. Cały ten fetyszyzm figsowo-makietowy był traktowany przez naszą ekipkę z przymrużeniem oka Stosowaliśmy żetony - tym sposobem armia za 2,5k punktów w WH40k zajmowała 1,5 strony A4 a jej koszt wyrażany jest w groszach (jeśli w ogóle).
    W bitewce ważny jest przeciwnik (no dobra, skopanie przeciwnika) a nie wodotryski i równowartość używanego auta władowana w plastiki. Oczywiście - MSZ.

    Skirmisze to dużo zabawy (bo to szybkie kopanie przeciwnika)przy niskim nakładzie finansowym (STOSUNKOWO - kilkanaście figsów zamiast kilkudziesięciu+).

    @Borejko
    Jak nie lubisz fetyszów to może starcie online ? Emocje te same a zdolności plastyczne i nadmiar gotówki wogóle niepotrzebne.

    @Furiath
    Warzone to świetny system, szkoda, że ma najbrzydsze figurki jakie moje oczy widziały.

    OdpowiedzUsuń